Po wyborach samorządowych na horyzoncie pojawił się nowy konflikt, który może zaważyć na przyszłości rządzącej koalicji. Burzę wywołało Polski Stronnictwo Ludowe, które oczekuje od premiera Tuska, że Lewica odda jedno z dwóch ministerstw, którymi kieruje.
PSL chce ministerstw kierowanych przez Lewicę
Władysław Kosiniak-Kamysz nie widzi sensu, aby partia z tak marnym poparciem (Lewica) kierowała tak kluczowymi resortami. Chodzi o Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i Ministerstwa Nauki.
Kontekst tego sporu dotyczy wyników niedzielnych wyborów do sejmików wojewódzkich, po których Lewica reprezentowana przez Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia osiągnęła jedynie 6,23% poparcia na skalę kraju. Przy 51 proc. frekwencji wynik ten wygląda jeszcze bardziej dramatycznie.
Spadek poparcia dla Lewicy jest jednym z czynników, który zdaje się zaostrzać konflikt między koalicjantami. Równie ważnym tłem jest stanowisko marszałka Sejmu Szymona Hołowni, oraz jego decyzja o odłożeniu debaty nad liberalizacją przepisów aborcyjnych do czasu po wyborach samorządowych.
Niezadowolenie PSL wynika także z percepcji, że Lewica kontroluje zbyt wiele stanowisk rządowych w stosunku do swojego rzeczywistego poparcia w parlamencie.
Kontrowersyjne wypowiedzi członków Lewicy, w tym Anny-Marii Żukowskiej, dodatkowo zaostrzyły relacje między partiami.
Jak dotąd, postulaty PSL nie znalazły potwierdzenia w działaniach premiera Donalda Tuska, który, według nieoficjalnych informacji, nie zamierza wprowadzać zmian w koalicji przed nadchodzącymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Lewica, choć odrzuca żądania PSL, zdaje się być świadoma potencjalnych wyzwań, jakie niesie ze sobą słaby wynik wyborczy. Nikt w tym ugrupowaniu nie jest zadowolony z tego wyniku. Co ciekawe, Prawo i Sprawiedliwość w minioną niedzielę osiągnęło najwyższe poparcie w wyborach lokalnych w swojej historii.