Od kilku dni obywatele mogą ubiegać się o bon energetyczny – rządowe wsparcie mające chronić najuboższych przed drastycznymi podwyżkami cen energii. Obiecana kwota do 1200 zł brzmi imponująco. Jest jednak jeden problem.
Bon energetyczny. Na wypłaty na razie nie ma budżetu
Wnioski o nowe wsparcie, które ma ułatwić zapłacenie mocno rosnących faktur za prąd, można już składać cyfrowo, na przykład przy pomocy aplikacji mObywatel. Osoby, których dotyczy wsparcie, mają na to czas jedynie do 30 września. Potem zaczyna się etap dwumiesięcznego czekania na rozpatrzenie wniosku.
Urzędy gmin w całym kraju przeżywają prawdziwe oblężenie. W Bydgoszczy złożono już 455 wniosków, w Lublinie około 450, a w Poznaniu aż 813 w ciągu zaledwie dwóch dni! Łódź bije rekordy z 669 wnioskami, a urzędnicy spodziewają się, że ta liczba może wzrosnąć nawet do 30-40 tysięcy.
Biuro prasowe łódzkiego ratusza ujawnia szokującą informację. – Czas na wypłatę mamy do końca 2024 roku, ale póki co nie wpłynęły jeszcze środki na ten cel z ministerstwa – poinformowano. W tej chwili można jedynie składać wnioski i… czekać.
Co ciekawe, zdumiewająca większość obywateli decyduje się na składanie wniosków o bon energetyczny właśnie w tradycyjnej, papierowej formie. Nie wiadomo, czy to wina braku zaufania do technologii, czy może obawa przed cyberatakami, o których jest tak głośno.
Zdaniem ekspertów niechęć do cyfrowych rozwiązań może znacznie opóźnić proces wypłat, nawet jeśli środki w końcu się pojawią. Bon energetyczny miał być odpowiedzią na kryzys, ale nie wiadomo, kiedy trafią ostatecznie na konta wnioskujących.
