Skala niezadowolenia z wyników wyborów prezydenckich okazała się znacznie większa niż zakładano. Rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Aleksander Stępkowski, ujawnił, że liczba protestów wyborczych może sięgnąć aż 50 tysięcy. To rezultat, który zaskoczy nawet najbardziej doświadczonych prawników.
Lawina protestów wyborczych zaskakuje sędziów. Sąd Najwyższy może nie zdążyć na czas
Skala niezadowolenia z wyników wyborów prezydenckich okazała się znacznie większa niż zakładano. Rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Aleksander Stępkowski, ujawnił, że liczba protestów wyborczych może sięgnąć aż 50 tysięcy. To rezultat, który zaskoczy nawet najbardziej doświadczonych prawników.
Początkowo sędziowie spodziewali się nieco ponad 40 tysięcy skarg, jednak piątkowa dostawa pocztowa przyniosła kolejne 5 tysięcy dokumentów. Stępkowski ostrzegł, że to jeszcze nie koniec napływu protestów. Poniedziałek 16 czerwca był ostatnim dniem na składanie oficjalnych zarzutów, ale wszystkie przesyłki nadane tego dnia przez Pocztę Polską są uznawane za złożone w terminie.
Masowość tych protestów budzi pytania o rzeczywisty poziom społecznego poparcia dla wyników głosowania. Nigdy wcześniej polskie sądy nie musiały mierzyć się z tak ogromną liczbą formalnych sprzeciwów wobec elekcji prezydenckiej.
Wyścig z czasem w najważniejszej sprawie
Sąd Najwyższy znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji prawnej i organizacyjnej. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, cała Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych musi podjąć uchwałę o ważności wyboru prezydenta do 2 lipca. Ten konstytucyjny wymóg oznacza, że sędziowie mają zaledwie kilka tygodni na przeanalizowanie dziesiątek tysięcy dokumentów.
Stępkowski przyznał, że przy takiej skali protestów dotrzymanie lipcowego terminu stanowi ogromne przedsięwzięcie. Sąd nie wyznaczył jeszcze konkretnej daty posiedzenia, co dodatkowo zwiększa niepewność co do dalszego przebiegu procedury. Każdy dzień zwłoki może prowadzić do narastania napięć politycznych i społecznych.
Prawne konsekwencje ewentualnego opóźnienia pozostają niejasne. Choć konstytucja wymaga rozstrzygnięcia w ciągu 30 dni od ogłoszenia wyników, praktyczne skutki przekroczenia tego terminu nie są jednoznacznie określone.
Instrukcyjny termin jako ostatnia deska ratunku
Rzecznik Sądu Najwyższego ujawnił kluczową informację prawną, która może zmienić całą sytuację. Lipcowy termin na podjęcie uchwały ma charakter jedynie instrukcyjny, co oznacza, że jego nieprzestrzeganie nie pociąga za sobą automatycznych skutków prawnych. Ta interpretacja może okazać się ratunkiem dla przeciążonej pracą Izby.
Stępkowski podkreślił, że jeśli sędziowie nie zdążą rozpatrzyć wszystkich protestów do 2 lipca z powodu uwarunkowań faktycznych, nie będzie to miało negatywnych konsekwencji proceduralnych. Ta prawna furtkę może zostać wykorzystana, jeśli rzeczywiście napłynie rekordowe 50 tysięcy skarg.
Precedens takiego opóźnienia w najważniejszej sprawie ustrojowej może jednak wywołać poważne turbulencje polityczne. Opozycja może wykorzystać ewentualne przekroczenie terminu jako argument o dysfunkcjonalności systemu wyborczego, podczas gdy zwolennicy władzy będą bronić gruntowności procedury rozpatrywania protestów.