Bateria w twoim telefonie pada przed końcem dnia, frustracja rośnie z każdym spojrzeniem na jej wskaźnik, a ty już planujesz wizytę w serwisie? W większości przypadków problem tkwi w ustawieniach, które można zmienić w kilka minut. Sprawdź, o które funkcje chodzi.
Telefon szybko się rozładowuje? Sprawdź et ustawienia
Codziennie ten sam scenariusz. Wychodzisz z domu z naładowanym telefonem, a już po południu ikona baterii zaczyna wskazywać jedną kreskę. Internet zwalnia dokładnie wtedy, gdy najbardziej go potrzebujesz. Frustracja narasta, a myśli krążą wokół wymiany baterii lub całego urządzenia.
Tymczasem prawda jest zaskakująco prosta. W zdecydowanej większości przypadków – szacuje się, że nawet w ośmiu na dziesięć – problem nie ma nic wspólnego ze zużytym akumulatorem ani przestarzałym sprzętem. Winowajcą okazują się ustawienia systemowe, które działają w tle, pożerając energię i zasoby bez wiedzy użytkownika.
Producenci telefonów konfigurują urządzenia w sposób, który teoretycznie ma zapewnić najlepszą jego wydajność. W praktyce jednak wiele z tych domyślnych opcji działa wręcz przeciwko użytkownikowi. Nieustannie pracujące moduły, ciągłe skanowanie otoczenia, automatyczne przełączanie między sieciami – to wszystko odbywa się niewidocznie, ale skutki odczuwalne są bardzo wyraźnie.
Niewidzialni pożeracze energii
Pierwszym i najbardziej dokuczliwym problemem jest automatyczny wybór sieci komórkowej. Zdecydowana większość użytkowników ma włączony tryb, w którym telefon samodzielnie przeskakuje między 5G, 4G, 3G i starszymi standardami. Brzmi to rozsądnie, ale rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
Polskie sieci piątej generacji wciąż pozostają niestabilne, a ich zasięg bywa fragmentaryczny, szczególnie wewnątrz budynków. Telefon desperacko próbuje złapać sygnał 5G, nie otrzymuje odpowiedzi, wraca do 4G, po chwili znowu szuka nowszego standardu – i tak bez końca. Modem pracuje nieustannie, szukając lepszego pasma. Bateria dosłownie wyparowuje.
Rozwiązanie jest banalnie proste: wymuszenie stałego połączenia 4G/LTE w ustawieniach sieci komórkowej. Telefon przestaje skakać między pasmami, połączenie staje się stabilne, a co ciekawe – Internet często działa nawet szybciej bez ciągłych przerywań. Kolejnym energetycznym wampirem jest lokalizacja działająca w tle. Aplikacje pogodowe, portale społecznościowe, komunikatory – niemal wszystkie domagają się dostępu do GPS przez całą dobę. Tryb dokładnej lokalizacji łączy jednocześnie GPS, Wi-Fi i sieć komórkową, co zapewnia precyzję co do metra, ale równocześnie rujnuje baterię.
Bluetooth i Wi-Fi pracują, nawet gdy tego nie widać
Wyłączenie Wi-Fi przełącznikiem w telefonie to często tylko złudzenie. Zarówno Android, jak i iOS utrzymują aktywne skanowanie sieci bezprzewodowych w tle. System robi to, by przyspieszyć lokalizację i automatyczne logowanie do znanych sieci. W praktyce oznacza to jednak, że modem pracuje na pełnych obrotach nawet w miejscach bez zasięgu – w piwnicy, metrze czy garażu podziemnym.
Identyczna sytuacja dotyczy Bluetooth. Nawet bez podłączonych słuchawek czy smartwatcha telefon nieustannie skanuje otoczenie w poszukiwaniu urządzeń. W zatłoczonych miejscach, takich jak centra handlowe czy komunikacja miejska, wykrywa dziesiątki nadajników i próbuje nawiązać z nimi kontakt. Wszystko to dzieje się bez wiedzy użytkownika, systematycznie drenując baterię.
Wyłączenie skanowania w tle wymaga wejścia głębiej w ustawienia systemowe. W Androidzie opcja znajduje się w sekcji lokalizacji, na iPhone’ach – w ustawieniach prywatności i usług systemowych. Po dezaktywacji tej funkcji Wi-Fi i Bluetooth będą działać tylko wtedy, gdy użytkownik świadomie je włączy. Osobnym problemem pozostaje router domowy pracujący w dwóch pasmach pod tą samą nazwą sieci. Telefon ciągle przeskakuje między szybszym, ale krótkozasięgowym pasmem 5 GHz a wolniejszym, lecz stabilniejszym 2,4 GHz. Każde przełączenie obciąża modem i powoduje chwilowy zanik połączenia.
Paradoks trybu oszczędzania energii
Włączenie trybu oszczędzania baterii na stałe wydaje się logicznym rozwiązaniem. Skoro telefon ma zużywać mniej energii, to przecież powinien działać dłużej. Rzeczywistość okazuje się jednak przewrotna i zaskakująco nielogiczna.
Tryb oszczędny ogranicza procesy w tle, spowalnia procesor i obcina funkcje sieciowe. Sprawdza się doskonale, gdy trzeba wycisnąć ostatnie procenty baterii przed podłączeniem do ładowarki. Używany permanentnie przynosi jednak efekt odwrotny do zamierzonego. Opóźnienia w połączeniach sieciowych powodują, że telefon nie synchronizuje się na bieżąco. Gdy w końcu nawiązuje połączenie, wszystkie aplikacje próbują nadrobić zaległości jednocześnie. Procesor pracuje wtedy z maksymalną mocą przez dłuższą chwilę, zużywając więcej energii niż przy normalnej pracy.
Dodatkową konsekwencją są powiadomienia docierające z opóźnieniem i Internet niedostępny dokładnie wtedy, gdy jest potrzebny. Tryb oszczędzania powinien pozostać narzędziem awaryjnym, uruchamianym poniżej dwudziestu procent naładowania baterii. Na co dzień lepiej sprawdza się telefon pracujący w trybie normalnym z poprawionymi pozostałymi ustawieniami.
Rozdzielenie sieci Wi-Fi w routerze na dwie osobne nazwy, ograniczenie dostępu aplikacji do lokalizacji wyłącznie podczas ich używania, wymuszenie stałego 4G – te proste zmiany, które można wprowadzić w ciągu dziesięciu minut, dają wymierne rezultaty. Telefon działa stabilniej, szybciej reaguje, a przede wszystkim wytrzymuje znacznie dłużej na jednym ładowaniu. Zanim więc pojawi się myśl o nowym urządzeniu lub wymianie akumulatora, warto zajrzeć głębiej w ustawienia systemowe.

