Polscy przedsiębiorcy prowadzący jednoosobowe działalności gospodarcze mogą wkrótce stanąć przed poważnym dylematem. Rządowe plany dotyczące ograniczenia współpracy na zasadach B2B wywołują coraz większe emocje wśród przedstawicieli biznesu i organizacji pracodawców. Skala zmian, które szykuje się w zaciszu ministerstw, może zaskoczyć wielu właścicieli firm.
Rząd sięga po pieniądze samozatrudnionych. Te liczby mogą przerazić tysiące Polaków
Temat fikcyjnego samozatrudnienia wraca jak bumerang przy każdej dyskusji o stanie finansów publicznych. Tym razem jednak nie chodzi wyłącznie o teoretyczne rozważania. Konkretne dokumenty trafiły już na biurka unijnych urzędników, a zawarte w nich wyliczenia budzą skrajne reakcje. Jedni widzą w nich szansę na uszczelnienie systemu, inni – zagrożenie dla tysięcy miejsc pracy.
Sprawa jest o tyle istotna, że dotyczy nie tylko samych przedsiębiorców, ale również firm, które z nimi współpracują. Duże przedsiębiorstwa zatrudniające specjalistów na kontraktach B2B z niepokojem przyglądają się pracom legislacyjnym. Nowe uprawnienia kontrolerów mogą bowiem oznaczać dla nich poważne konsekwencje finansowe, których skali dzisiaj trudno nawet oszacować.
Setki milionów dla budżetu – ale czy na pewno?
Ministerstwo Finansów przedstawiło imponujące prognozy. W rządowym dokumencie przygotowanym na potrzeby procedury nadmiernego deficytu resort oszacował, że ograniczenie umów B2B może przynieść budżetowi państwa aż 212 milionów złotych dodatkowych wpływów. Kwota ta ma zostać osiągnięta w stosunkowo krótkim czasie, co czyni ją jeszcze bardziej atrakcyjną z perspektywy rządowych finansistów.
Skąd takie wyliczenia? Według szacunków rządu w Polsce funkcjonuje około 160 tysięcy jednoosobowych firm, które współpracują wyłącznie z jednym kontrahentem. To właśnie te podmioty znalazły się na celowniku jako potencjalni kandydaci do przejścia na tradycyjne umowy o pracę. Ministerstwo Finansów założyło, że jeśli choćby 10 procent tych przedsiębiorców zostanie przekształconych w etatowych pracowników, budżet zyska wspomnianą sumę.
Jednak nie wszystkie resorty podzielają ten optymizm. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wyraźnie dystansuje się od przedstawionych kalkulacji. W ocenie tego resortu tak pozytywne szacunki są po prostu mało realistyczne.
Aby osiągnąć przewidywane przez Ministerstwo Finansów wpływy, Państwowa Inspekcja Pracy musiałaby przeprowadzić kontrole we wszystkich 160 tysiącach firm, a w aż 16 tysiącach przypadków wydać decyzję o przekształceniu współpracy B2B w stosunek pracy. Nawet przy znaczącym zwiększeniu liczby inspektorów taki scenariusz pozostaje – zdaniem ministerstwa – całkowicie niewykonalny. Dlatego właśnie w ocenie skutków regulacji te obliczenia w ogóle nie zostały uwzględnione.
Kontrole na razie tylko pilotażowe
Sama Państwowa Inspekcja Pracy również prezentuje znacznie ostrożniejsze podejście niż resort finansów. Rzecznik instytucji Mateusz Rzemek wyjaśnia, że w przyszłym roku planowanych jest zaledwie około 200 kontroli związanych z nowymi uprawnieniami inspektorów. Podkreśla przy tym stanowczo, że nikt nie mówi o tysiącach kontroli skierowanych wyłącznie do przedsiębiorców świadczących usługi w ramach B2B. Działania te mają mieć charakter pilotażowy, a nie szeroko zakrojonej akcji wymierzonej w samozatrudnionych.
Skąd więc tak znaczące rozbieżności między szacunkami poszczególnych instytucji? Główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich Łukasz Kozłowski tłumaczy, że różnice wynikają z odmiennego celu obu dokumentów. Ministerstwo Finansów, kierując raport do Komisji Europejskiej, chciało zaprezentować znaczące efekty finansowe nowych przepisów oraz wysiłki Polski na rzecz redukcji deficytu. Dlatego zastosowano uproszczoną, umowną definicję fikcyjnego samozatrudnienia i przyjęto założenie, że w ciągu roku uda się wyeliminować 10 procent takich kontraktów.
Kozłowski zwraca jednak uwagę, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Aby osiągnąć zakładane cele, PIP musiałaby wielokrotnie zwiększyć liczbę przeprowadzanych kontroli. W ostatnich latach inspektorzy weryfikowali rocznie nie więcej niż około 40 tysięcy umów. Co więcej, dotychczas większość tych kontroli dotyczyła umów zlecenia, a nie współpracy na zasadach B2B. To pokazuje, jak daleka droga dzieli rządowe założenia od możliwości ich praktycznej realizacji.
Pracodawcy biją na alarm – miejsca pracy zagrożone
Nawet jeśli kontrole nie będą prowadzone na masową skalę, przedsiębiorstwa mogą znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji. Robert Lisicki z Konfederacji Lewiatan wskazuje na skalę problemu w dużych firmach. Współpraca B2B może tam dotyczyć od kilkudziesięciu do nawet kilkuset osób. Decyzje inspektorów – które według najnowszej wersji projektu mogą być wydawane także z mocą wsteczną – mogą oznaczać dla pracodawców ogromne dopłaty składek na ubezpieczenia społeczne.
Jeszcze ostrzej nowe regulacje ocenia Piotr Rogowiecki z Pracodawców RP. W jego opinii zakładane przez rząd zyski są całkowicie oderwane od realiów gospodarczych. Tak szkodliwe dla firm rozwiązanie może według niego doprowadzić do utraty części miejsc pracy, a także zahamować nowe zatrudnienie. Wynika to z faktu, że ryzyko prawne dla pracodawców znacząco wzrośnie, co będzie miało bezpośredni wpływ na ich decyzje kadrowe.
Rogowiecki dodaje również, że mniejsza atrakcyjność inwestycyjna Polski może przełożyć się na niższe, a nie wyższe wpływy do budżetu państwa. Zamiast spodziewanych 212 milionów złotych, fiskus może więc ostatecznie stracić na wprowadzonych zmianach. Przedsiębiorcy i eksperci zgodnie apelują o rozwagę w prowadzeniu tak daleko idących reform, które mogą przynieść skutki odwrotne do zamierzonych.
Źródło: dorzeczy.pl


