Rząd kolejny raz proponuje podwyżkę płacy minimalnej, na którą nie daje ani grosza. Za wszystko muszą płacić pracodawcy przyciśnięci obowiązkiem z mocy ustawy. Państwo jedynie na tym zyskuje, bo podwyżka oznacza wyższe składki i podatek dochodowy.
Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców ostro o podwyżce płacy minimalnej
Dla mieszkańców największych miast może to nie stanowić większego problemu, bo tam zarabia się od dawna najwięcej. Jednak dla wielu mniejszych miejscowości będzie to ciosem – czasem ostatecznym – w lokalną przedsiębiorczość. W miastach do 100 tys. mieszkańców z trudem znaleźć pracę, bo po wprowadzeniu Polskiego Ładu biznes stopniowo upada.
Skutki tej decyzji mogą pogłębić nierówności regionalne. Wzrost płacy minimalnej w sposób szaleńczy zapoczątkowany przez Prawo i Sprawiedliwość (i kontynuowany przez obecną ekipę rządzącą) według ekspertów może przyczynić się do upadku firm i likwidacji miejsc pracy w mniejszych miastach i wsiach.
Tam zarobki często oscylują wokół obecnej pensji minimalnej, więc ich radykalne podniesienie będzie nie do udźwignięcia dla wielu przedsiębiorców. To dalszy ciąg wykańczania gospodarczego 30 proc. najbiedniejszych regionów Polski. Wiele osób cieszących się z tego, że będzie zarabiać więcej, zostanie de facto z niczym.
POLSKA A POLSCE B KAŻE SIĘ CAŁOWAĆ W DE
Przedstawiona przez rząd propozycja wysokości płacy minimalnej to niestety dalszy ciąg wykańczania gospodarczego 30% najbiedniejszych regionów Polski. To co w Warszawie czy Wrocławiu nie jest żadnym problemem, bo w zasadzie wszyscy…
— Cezary Kaźmierczak (@C_Kazmierczak) June 15, 2024
Liczyć się będą tylko wielkie miasta
W tej walce o byt i w systemie, jaki mamy, status zwycięzców został przyznany metropoliom jak Warszawa, Wrocław czy Kraków. Pozostałe regiony są na marginesie, nie korzystają z rozwoju i zwijają się. Całe ulice są na wynajem, bo biznesu dawno tam już nie ma.
– Polska ma bardzo unikalną, jak na Europę, strukturę zamieszkania ludności. Jest ona ogólnie niemal równo rozsmarowana po całym terytorium, a w stolicy mieszka zaledwie 11 proc. ludności, przy średniej europejskiej ponad 20 proc. – pisze na swoim profilu na portalu X Cezary Kaźmierczak ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Małe miasta i miasteczka zostaną zabite. Zostaną pozbawione legalnej pracy i działalności gospodarczej. – Wyjścia są dwa: gruntowna reforma podatkowa, które zdejmie z mikro- i małego biznesu obciążenia, których nie jest on w stanie unieść, albo regionalizacja płacy minimalnej i tzw. ubezpieczeń społecznych – pisze Kaźmierczak.
Za kilka dekad z „prowincjonalnej” Polski pozostaną jedynie opuszczone miasteczka z urzędami i (być może) sklepami. Ale to, co będzie można tam napotkać to – przede wszystkim – wielka bieda. Czy tego właśnie chcemy?