Niezwykłe sceny rozegrały się w poniedziałek w gmachu Sądu Najwyższego. Trzech prokuratorów z Prokuratury Krajowej pojawiło się w sekretariacie Izby Kontroli Nadzwyczajnej, żądając dostępu do akt związanych z protestami wyborczymi. To bezprecedensowe wydarzenie, które może mieć daleko idące konsekwencje dla polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Prokuratorzy wtargnęli do SN! Zażądali dostępu do akt wyborczych
Przedstawiciele prokuratury nie przyjęli odmowy za dobrą odpowiedź. Argumentowali swoje działania poleceniem otrzymanym od przełożonych, co sugeruje, że za ich wizytą stoi wyższa strategia. Sąd Najwyższy w oficjalnym komunikacie potwierdził, że prokuratorzy rzeczywiście złożyli stanowisko Prokuratora Generalnego w postępowaniu dotyczącym stwierdzenia ważności wyboru Prezydenta RP.
Atmosfera była napięta, gdy funkcjonariusze zażądali wstępu do sekretariatu oraz wydania im dokumentów z protestów wyborczych. Ich determinacja była widoczna gołym okiem – nie cofnęli się nawet po otrzymaniu szczegółowych pouczeń o procedurach dostępu do akt.
Sąd Najwyższy nie uległ presji i zastosował standardowe procedury. Prokuratorzy zostali poinformowani o konieczności wypełnienia oddzielnych wniosków do każdej ze 214 spraw, które chcieli przejrzeć. To oznacza gigantyczną pracę biurokratyczną – każdy dokument musi być osobno uzasadniony i dołączony do odpowiednich akt.
Prokurator generalny Adam Bodnar wnosi o wyłączenie wszystkich sędziów orzekających w sprawie ważności wyborów prezydenckich w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego i przekierowanie jej do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
— Łukasz Bok (@LukaszBok) June 30, 2025
Szczególnie kontrowersyjne okazało się zastrzeżenie, że prokuratorzy nie mogą mieć wglądu do akt znajdujących się w dyspozycji składów orzekających. Ta informacja wywołała dodatkowe konsultacje telefoniczne między funkcjonariuszami a ich przełożonymi.
W tym czasie w budynku sądu panowała nerwowa atmosfera. Prokuratorzy, mimo trudności proceduralnych, nie zamierzali się poddawać. Rozpoczęli żmudny proces wypełniania stosownych wniosków, co może potrwać długie godziny. Każda ze spraw wymaga bowiem oddzielnego uzasadnienia i dokumentacji.
Sytuacja stała się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy okazało się, że SN planuje wydanie postanowień w sprawie około 130 ostatnich protestów wyborczych jeszcze tego samego dnia. To oznacza, że prokuratorzy mogą nie zdążyć z realizacją swoich planów.
Prokurator Generalny domaga się sprawiedliwości
Rzeczniczka prokuratora generalnego Anna Adamiak ujawniła prawdziwe motywy działań prokuratorów. Okazuje się, że Prokurator Generalny nie otrzymał informacji o tym, jak rozpatrzono jego wnioski dotyczące przeprowadzenia oględzin kart do głosowania w niektórych sprawach protestów wyborczych.
Sytuacja stała się jeszcze bardziej dramatyczna, gdy Adamiak przyznała, że mimo dwukrotnego kierowania pism do pierwszej prezes Sądu Najwyższego z prośbą o przekazanie orzeczeń, prokuratura nie otrzymała żadnych decyzji. To oznacza całkowity brak komunikacji między najważniejszymi instytucjami wymiaru sprawiedliwości.
Prokuratorzy zostali upoważnieni przez Prokuratora Generalnego, który formalnie jest uczestnikiem postępowania. Mają zapoznać się z 321 sprawami, w których prokurator zajmował stanowisko. To liczba znacznie większa od pierwotnie wspomnianych 214, co pokazuje skalę problemu.
Przedstawicielka prokuratury potwierdziła, że funkcjonariusze przebywali w gmachu sądu od rana, oczekując na dostęp do dokumentów. Podkreśliła przy tym, że na moment składania oświadczenia akta nadal nie zostały im udostępnione, co potwierdza determinację obu stron w tej nietypowej konfrontacji.