Niemal 50 tysięcy protestów wyborczych trafiło do kosza. Sąd Najwyższy podjął jednoznaczną decyzję o pozostawieniu bez dalszego biegu masowej fali dokumentów, które obywatele składali według identycznego wzorca opracowanego przez posła Romana Giertycha. Decyzja ta kończy jedną z najbardziej kontrowersyjnych akcji politycznych ostatnich miesięcy.
Masowa akcja Giertycha zakończona fiaskiem. Sąd Najwyższy odrzuca niemal 50 tysięcy protestów
Sprawa budzi emocje nie tylko ze względu na skalę zjawiska, ale także na sposób, w jaki została przeprowadzona. Tysiące Polaków, działając w dobrej wierze, wzięło udział w akcji, która miała według jej organizatora służyć obronie uczciwości wyborów. Jednak rzeczywistość okazała się brutalna – ich wysiłki poszły na marne z powodu błędów formalnych i nieprawidłowego przygotowania wzoru dokumentu.
Instytucja sądownicza nie pozostawiła złudzeń co do swojego stanowiska. Protesty o identycznej treści nie mogą być rozpatrywane indywidualnie, a ich powielony charakter wyklucza merytoryczne rozpoznanie. To stanowisko poparli zarówno Prokurator Generalny, jak i Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.
Poseł Roman Giertych zdecydował się na niespotykany krok w polskiej polityce. Przygotował standardowy wzór protestu wyborczego i rozpowszechnił go za pośrednictwem mediów społecznościowych, wzywając obywateli do masowego składania dokumentów według przygotowanego szablonu. Akcja miała służyć, jak twierdził jej organizator, obronie uczciwości wyborów i ujawnieniu mechanizmów mogących wpływać na ich wynik.
Znajomy na FB pokazał, jak wyglądały przykładowe „protesty wyborcze”. W każdym razie większość z nich.
To prof. Markowski twierdzi, że to na opozycję głosują te ciemne masy, zgadza się? pic.twitter.com/plrvgil6I2— Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) June 30, 2025
Przygotowany wzór zawierał podstawowe pola wymagane prawem – miejsce na podpis, numer PESEL oraz adres. Jednak kluczowy błąd tkwił w szczegółach. Dokument nie przewidywał osobnego pola na wpisanie imienia i nazwiska protestującego, co później okazało się jednym z głównych powodów odrzucenia tysięcy dokumentów.
Reakcja obywateli przerosła najśmielsze oczekiwania organizatora akcji. W krótkim czasie do Sądu Najwyższego napłynęło niemal 50 tysięcy protestów opartych na tym samym wzorcu. Skala zjawiska była bezprecedensowa w historii polskich wyborów.
Część komentatorów od początku wskazywała na polityczny charakter całej akcji. Krytycy zarzucali Giertychowi próbę wywierania presji na system wyborczy i podważenia wyniku elekcji. Sam zainteresowany konsekwentnie bronił swoich intencji, podkreślając, że chodziło mu wyłącznie o ujawnienie potencjalnych nieprawidłowości w procesie wyborczym.
Błędy formalne pogrzebały szanse na rozpatrzenie
Sąd Najwyższy przystąpił do szczegółowej analizy wpływających dokumentów, skupiając się przede wszystkim na ich warstwie formalnej. Wyniki tego badania okazały się druzgocące dla organizatorów akcji. Znaczna część protestów była obarczona licznymi i nieusuwalnymi uchybieniami, które uniemożliwiały ich dalsze rozpatrzenie.
Lista błędów była długa i różnorodna. Wśród najczęstszych problemów znalazły się brakujące numery PESEL lub ich błędne wpisanie, brak zgodności między numerem PESEL a danymi osobowymi protestującego, składanie dokumentów przez osoby nieuprawnione, w tym małoletnich. Dodatkowo wiele protestów cierpiało na brak lub niepełne wskazanie adresu, brak podpisu, przesłanie kopii zamiast oryginału, złożenie dokumentu po wymaganym terminie.
Szczególnie problematyczną kwestią okazały się protesty zagraniczne, w których brakowano pełnomocnika do doręczeń. Jednak największym problemem były nieczytelne dane identyfikacyjne. Protestujący często wpisywali jedynie inicjały, samo nazwisko, nieczytelny podpis lub parafkę, co uniemożliwiało Sądowi jednoznaczne ustalenie tożsamości osoby wnoszącej protest.
Ta sytuacja czyniła dokumenty bezskutecznymi w świetle obowiązujących przepisów. Sąd nie mógł bowiem przeprowadzić postępowania, nie mając pewności co do tożsamości składających protesty. Problem ten dotknął szczególnie dużą liczbę dokumentów, co przypieczętowało los całej akcji.
Zarzuty zbyt ogólne, by zasługiwać na rozpatrzenie
Sąd Najwyższy nie ograniczył się jedynie do analizy formalnej protestów. Instytucja zbadała również ich merytoryczną zawartość, dochodząc do wniosku, że zarzuty formułowane w dokumentach były albo zbyt ogólnikowe, albo całkowicie hipotetyczne, bez oparcia w konkretnych faktach.
Jednym z głównych zarzutów było rzekome nadużycie prawa poprzez tworzenie komitetów wyborczych, które nie zgłaszały kandydata na Prezydenta, ale wskazywały kandydatów na członków komisji wyborczych. Protestujący twierdzili, że taka praktyka tworzyła przewagę przy losowaniu składów komisji dla osób powiązanych z Prawem i Sprawiedliwością, co miało sprzyjać Karolowi Nawrockiemu. Sąd podkreślił jednak, że był to zarzut dotyczący istniejących przepisów prawnych, a nie faktycznych naruszeń prawa.
Protestujący domagali się również ponownego przeliczenia głosów we wszystkich komisjach wyborczych w całym kraju. Sąd uznał jednak, że wniosek ten nie spełniał wymogów formalnych, stanowiąc jedynie sposób poszukiwania hipotetycznych nieprawidłowości, a nie konkretny wniosek dowodowy oparty na faktach.
Inne zarzuty, takie jak fałszowanie protokołów wyborczych poprzez zamianę liczby głosów ze szkodą dla Rafała Trzaskowskiego czy fałszowanie głosów w komisjach wyborczych, zostały przez Sąd uznane za niekonkretne i niepoparte żadnymi okolicznościami wskazującymi na realne naruszenia prawa. Ostatecznie wszystkie protesty w ramach akcji Giertycha zostały pozostawione bez dalszego biegu na podstawie kodeksu wyborczego.