Krzysztof Dymiński zniknął bez śladu ponad dwa lata temu w Warszawie. Rodzice uruchomili zbiórką pieniędzy i wyposażyli się w profesjonalny sprzęt poszukiwawczy. Zakupili łódź z silnikiem oraz podwodne kamery.
Własna akcja ratunkowa trwa od dwóch lat
Krzysztof Dymiński zniknął bez śladu ponad dwa lata temu w Warszawie. Rodzice uruchomili zbiórką pieniędzy i wyposażyli się w profesjonalny sprzęt poszukiwawczy. Zakupili łódź z silnikiem oraz podwodne kamery.
Skupiają się na rejonie Mostu Gdańskiego w Wiśle. Para opracowała własne narzędzia do poszukiwań, projektując specjalne haki. Determinacja Agnieszki i Daniela Dymińskich nie słabnie mimo upływu czasu i braku konkretnych tropów.
Niedawne upały spowodowały dramatyczny spadek poziomu Wisły. Dymińscy wykorzystali okazję do rozszerzenia poszukiwań na tereny wcześniej niedostępne. Akcja trwała od 30 czerwca do 6 lipca. Małżeństwo wykorzystało suche skafandry nurkowe, kamery i własne narzędzia do przeszukania rejonu Zatoki Krzyża.
Przy 13-centymetrowym stanie wody na bulwarach para przepłynęła łodzią od Mostu Północnego do Nowego Dworu Mazowieckiego, sprawdzając odsłonięte fragmenty dna.
Makabryczne znalezisko przekazane policji
Przeczesywanie Wyspy Kiełpińskiej, Tuczników oraz lewobrzeżnych terenów Wisły przy wsparciu drona i sonarów przyniosło nieoczekiwany efekt. Rodzice natrafili na szczątki kostne nieznanego pochodzenia.
Agnieszka Dymińska poinformowała w social mediach o odkryciu kości oraz dokumentów i rzeczy osobistych różnych osób. Wszystkie znaleziska przekazano policji do ekspertyz. Matka zaginionego podkreśliła profesjonalizm funkcjonariuszy. Teraz pozostaje czekać na wyniki badań, które wyjaśnią, czy szczątki mają związek z zaginięciem Krzysztofa.


