Widmo drastycznych podwyżek cen paliw i ogrzewania nadciąga nad polskie domy. Nowy podatek od emisji CO2 może wymusić gigantyczne dopłaty do każdego litra benzyny i gazu. Rząd szuka sojuszników do walki z tym planem.
Nadchodzi finansowe trzęsienie ziemi. Polacy zapłacą tysiące złotych za nowy podatek
Gigantyczne obciążenia od 2027 roku mają objąć wszystkie gospodarstwa domowe w Polsce korzystające z paliw kopalnych. Według szacunków ekspertów, przeciętna rodzina ogrzewająca dom gazem będzie musiała w ciągu najbliższych czterech lat dodatkowo wydać ponad 6300 złotych. Dla gospodarstw wykorzystujących węgiel prognozy są jeszcze bardziej niepokojące – dodatkowy koszt może wynieść nawet 10 311 złotych. Najdotkliwiej odczują to właściciele samochodów.
Ceny na stacjach benzynowych mogą wzrosnąć początkowo o 29 groszy na litrze benzyny i 35 groszy na litrze oleju napędowego. To jednak dopiero początek – w 2035 roku kierowcy będą musieli dopłacać już około 1,37 złotych do każdego litra benzyny oraz 1,65 złotych do litra diesla.
System ETS2 obejmie swoim zasięgiem blisko 17 milionów różnych źródeł ciepła w Polsce. Największą grupę stanowią użytkownicy ogrzewania gazowego – prawie 28 procent, następnie piece na paliwo stałe – ponad 17 procent oraz ogrzewanie elektryczne – około 15 procent.
Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska potwierdza skalę nadchodzących zmian. – Dodatkowe koszty to około 50 groszy na litr benzyny czy około 40 groszy na metr sześcienny gazu ziemnego – przyznała w rozmowie z money.pl. Jednak równocześnie zapewniła, że rząd intensywnie pracuje nad rozwiązaniami osłonowymi.
Rząd szuka ratunku przed finansową katastrofą
Według minister Hennig-Kloski, reforma może zostać wprowadzona w sposób neutralny dla obywateli. – To są pozycje, które jesteśmy w stanie zmitygować na poziomie krajowym poprzez własny system – wyjaśniła. Wpływy z nowego podatku mają zasilić budżet państwa, co może pozwolić na wprowadzenie mechanizmów kompensacyjnych.
Polska nie pozostaje bierna wobec nadchodzących zmian. Rząd prowadzi już rozmowy z innymi państwami Unii Europejskiej, poszukując sojuszników do odroczenia wejścia w życie nowego systemu. Wstępne zainteresowanie wyraziły Czechy, Rumunia, Słowacja i Estonia. Polska proponuje przesunięcie reformy o trzy lata, czyli na okres po 2030 roku.
Prognozy na kolejne dekady są alarmujące. Eksperci przewidują, że do 2055 roku ceny paliw mogą wzrosnąć nawet o 6,12 złotych na litrze diesla i 5,10 złotych na litrze benzyny. Opłaty za emisję CO2 początkowo mają przekraczać 50 euro za tonę, by w 2031 roku osiągnąć poziom około 210 euro.
Rozważane są różne scenariusze złagodzenia skutków reformy. Czechy proponują ograniczenie możliwości wzrostu ceny ETS. Pojawiają się również głosy sugerujące objęcie systemem wyłącznie dużych emitentów, z pominięciem gospodarstw domowych. Minister Hennig-Kloska podkreśla, że najważniejsze jest danie ludziom więcej czasu na dostosowanie się do nadchodzących zmian.
Źródło: wnp.pl