Lipiec zapowiada się burzliwie dla polskiej sceny politycznej. Donald Tusk szykuje się do przeprowadzenia długo zapowiadanej rekonstrukcji rządu, która może zakończyć się spektakularnymi dymisjami. Konsekwencją niedawnego wotum zaufania będzie bezlitosna ocena pracy poszczególnych ministrów.
Rekonstrukcja rządu tuż za rogiem
Premier nie ukrywa, że nadszedł czas rozliczeń. Jego zapowiedzi o usprawnieniu funkcjonowania rządu po wyborach prezydenckich nabierają konkretnych kształtów. Sejmowe korytarze huczą od plotek i spekulacji na temat tego, kto może stracić fotel ministerialny.
Atmosfera niepewności zagościła na Nowogrodzkiej. Część ministrów może już przygotowywać się na pożegnanie z rządowymi gabinetami. Tusk zapowiedział, że rząd ma być mniejszy, ale znacznie sprawniejszy.
Hennig-Kloska na czele listy do dymisji
Paulina Hennig-Kloska zyskała miano największego rozczarowania obecnego gabinetu. Minister klimatu i środowiska stała się głównym kandydatem do odejścia z rządu. Politycy koalicji rządzącej nie gryzą się w język, wskazując na jej całkowitą nieskuteczność w kierowaniu resortem.
Adam Bodnar również znalazł się na celowniku krytyki. Szef resortu sprawiedliwości ponosi odpowiedzialność za nieudolne rozliczenie poprzedniej władzy. Problem polega na tym, że rozliczenie rządów Prawa i Sprawiedliwości stanowiło jeden z najważniejszych filarów programu politycznego Tuska.
Izabela Leszczyna, mimo że uważana jest za osobę zaufaną premiera, również może opuścić ministerstwo zdrowia. W jej przypadku dymisja mogłaby być wynikiem własnej decyzji, a nie przymusu ze strony szefa rządu.
Mniejszy rząd, większa efektywność
Tusk ma jasną wizję przyszłości swojego gabinetu. Zapowiedział powrót do rozmów z partnerami koalicyjnymi, ale nie po to, by komuś coś zabierać. Chodzi o stworzenie mniejszego, ale znacznie sprawniejszego zespołu rządowego.
Interesującym scenariuszem jest możliwość przekształcenia części ministrów bez teki w pełnomocników rady ministrów. Taki ruch pozwoliłby na zachowanie wpływów poszczególnych ugrupowań przy jednoczesnym zmniejszeniu liczebności rządu.
Premier nie ukrywa, że nadchodzące zmiany nie wszystkich ucieszą. Jego słowa o tym, że „nie wszyscy mają powód do radości” brzmią jak ostrzeżenie dla tych, którzy nie sprostali oczekiwaniom. Lipiec może okazać się przełomowym momentem dla polskiej polityki.