in

Dlaczego tusze do drukarek są takie drogie? Często kosztują więcej niż drukarka

Producenci drukarek stosują model biznesowy sprzed wieku – sprzedają urządzenia na granicy opłacalności, by zarobić fortunę na tuszach o marży sięgającej 2000 procent.

dlaczego tusz do drukarki jest drogi
Fot. Depositphotos

Zna to każdy właściciel drukarki atramentowej. Kupno urządzenia za niewielką kwotę szybko zamienia się w finansowy koszmar, gdy przychodzi czas na wymianę tuszów. Komplet kolorowych kartridży potrafi kosztować więcej niż sama drukarka, pozostawiając użytkowników w szoku cenowym – informuje portal takityp.pl.

Kupujesz drukarkę za 200 zł, a tusz kosztuje 250 zł? To nie przypadek

Ta sytuacja nie wynika z przypadku czy nieporozumienia rynkowego. To efekt przemyślanej strategii biznesowej, która od dekad przynosi producentom sprzętu astronomiczne zyski. Mechanizm działania tej machiny finansowej odkrywa prawdziwe oblicze współczesnego rynku technologicznego.

Historia tego fenomenu rozpoczyna się na początku XX wieku, kiedy King Camp Gillette opracował rewolucyjną koncepcję sprzedaży. Jego firma oferowała maszynki do golenia za symboliczne kwoty, generując prawdziwe zyski z regularnej sprzedaży żyletek. Model ten, znany jako „razor and blade”, stał się fundamentem dla całych branż.

Współcześni producenci drukarek doskonale przyswoili sobie tę lekcję biznesową. Urządzenia sprzedawane są często ze stratą lub minimalną marżą, stanowiąc jedynie przynętę dla potencjalnych klientów. Prawdziwy cel to związanie nabywcy z marką na lata, zmuszając go do regularnych zakupów drogich materiałów eksploatacyjnych.

Eksperci branżowi szacują, że przeciętna drukarka atramentowa za 200 złotych kosztuje producenta około 150-180 złotych w wytworzeniu. Marża na sprzęcie oscyluje wokół zera, a czasem firmy ponoszą stratę na każdym sprzedanym egzemplarzu. Kalkulacja jest jednak bezlitośnie prosta – przez okres użytkowania drukarka będzie wymagać od 10 do 20 zestawów tuszów.

Dlaczego tusz jest droższy od drukarki? Dlaczego tusze do drukarek są takie drogie? Tuszowe eldorado, czyli marże jak z kosmosu

Analiza kosztów produkcji tuszów ujawnia szokującą prawdę o tym rynku. Oryginalny kartridż renomowanej marki kosztujący w sklepie 60-80 złotych powstaje za jedyne 3-5 złotych. Oznacza to marżę wahającą się między 1500 a 2000 procent – wartości niespotykane w niemal żadnej innej branży.

Dla porównania, Apple słynące z wysokich marż zarabia około 40-50 procent na każdym iPhonie. Producenci tuszów osiągają zyski dwudziestokrotnie wyższe, czyniąc atrament jednym z najdroższych płynów na planecie. W przeliczeniu na gram, tusz przewyższa ceną szampana, perfumy czy nawet niektóre leki.

Struktura kosztów kartridża pokazuje, gdzie leży prawdziwe źródło tej lukratywności. Sam atrament stanowi zaledwie 5-10 procent końcowej ceny, podczas gdy największe składniki to opakowanie, marketing i zysk producenta. Ta dysproporcja tłumaczy, dlaczego branża tak zaciekle broni swojego modelu biznesowego.

Producenci zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowią tańsze zamienniki dla ich zyskownego biznesu. W odpowiedzi rozwijają coraz bardziej wyrafinowane metody obrony swojego monopolu. Nowoczesne drukarki wyposażane są w inteligentne chipy sprawdzające autentyczność kartridży, blokując działanie produktów innych firm.

Technologiczna wojna o kontrolę nad użytkownikiem

Regularne aktualizacje oprogramowania stanowią kolejną linię obrony. Firmy systematycznie modyfikują firmware swoich urządzeń, uniemożliwiając funkcjonowanie zamienników, które wcześniej działały bez problemu. Ta praktyka przypomina bardziej walkę z piractwem niż konkurencję rynkową.

Najnowszym trendem są programy subskrypcyjne typu HP Instant Ink, które całkowicie zmieniają model własności. Użytkownicy płacą miesięczny abonament za określoną liczbę stron, ale zostają uwięzieni w ekosystemie jednego producenta. Próba użycia tuszów innych marek skutkuje zablokowaniem urządzenia, nawet jeśli abonament jest aktywny.

Równolegle prowadzona jest kampania marketingowa mająca na celu zastraszenie konsumentów. Producenci systematycznie przekonują, że zamienniki uszkadzają drukarki, choć niezależne testy rzadko potwierdzają te zarzuty. Dobrej jakości alternatywy działają równie niezawodnie jak oryginały, oferując oszczędności sięgające 70 procent.

Rynek jednak nie pozostaje bierny wobec tej presji. Pojawiają się nowe modele biznesowe, które mogą zagrozić hegemonii tradycyjnych producentów. Drukarki z systemami ciągłego zasilania atramentem, jak Epson EcoTank czy HP Smart Tank, oferują wielokrotnie niższe koszty eksploatacji. Pojedyncza butelka tuszu za 30 złotych wystarcza na tyle samo stron co kartridż za 80 złotych.

Ten model zmienia fundamentalne założenia branży, przenosząc zyski z materiałów eksploatacyjnych na sam sprzęt. Producenci zmuszeni są oferować realną wartość już w momencie zakupu, co może oznaczać koniec ery tuszowego eldorado.

Michał Kołodziejczak odchodzi z rządu. „Brak wizji i planu nikogo już nie dziwi”

śpiący prorok z leszna

„Śpiący prorok z Leszna” o III wojnie światowej. Wskazał te polskie miasta