Roman Giertych, od niedawna poseł Koalicji Obywatelskiej o niemałych ambicjach, systematycznie buduje swoją pozycję wokół internetowej grupy aktywistów znanych jako Silni Razem. To nie przypadek, lecz przemyślany plan politycznego powrotu mecenasa, który po latach spędzonych na marginesie sceny publicznej znów zamierza odegrać pierwszoplanową rolę.
Giertych zbudował własną wierną armię. Czy Silni Razem staną się partią?
Początki ruchu Silnych Razem sięgają czerwca 2019 roku, kiedy grupa internautów pod przewodnictwem użytkowników „kfnde2” i „BlonnDella” postanowiła zmobilizować elektorat opozycji przed wyborami parlamentarnymi. Wtedy to narodził się hashtag, który Koalicja Obywatelska przejęła na swoje sztandary, nie będąc jego pierwotnym pomysłodawcą.
Krzysztof Brejza, ówczesny szef sztabu wyborczego KO, entuzjastycznie zachęcał ludzi dobrej woli do przyłączenia się do kampanii, nie zdając sobie sprawy, że wprowadza do politycznego mainstreamu siłę, która w przyszłości może wymknąć się spod kontroli.
Wielu aktywistów tej grupy nadal ukrywa się pod pseudonimami, choć powody tej anonimowości ewoluowały wraz ze zmianą władzy. Kiedyś tłumaczyli swoje działania obawą przed represjami ze strony rządu Zjednoczonej Prawicy. Obecnie, gdy ich polityczni pupile sprawują władzę pod wodzą Donalda Tuska, anonimowość zdaje się służyć zupełnie innemu celowi.
Daje im bowiem poczucie większego przyzwolenia na polityczny hejt i radykalizację przekazu. Misja Silnych Razem wcale nie zakończyła się wraz z przejęciem władzy przez koalicję. Wręcz przeciwnie – grupa nadal intensywnie krytykuje PiS, jednocześnie wywierając presję na obecny rząd w sprawie szybszych i bardziej radykalnych rozliczeń poprzedniej władzy.
To właśnie ta presja stanowi klucz do zrozumienia fenomenu ruchu i jego przyszłych planów.Donald Tusk, podejmując osobistą decyzję o wpuszczeniu Giertycha na listę kandydatów przed wyborami 2023 roku, prawdopodobnie nie przewidział długofalowych konsekwencji tego kroku.
Mecenas wykorzystał szansę i przez pierwsze półtora roku służył premierowi wiernie, dbając głównie o to, by temperatura i emocje w najbardziej zagrzanej części aktywu nie opadały. Jednak Giertych od początku grał także na własny rachunek, systematycznie wyrastając na niekwestionowanego politycznego lidera Silnych Razem.
Kim są „silniczki”? Porażka Trzaskowskiego jako katalizator radykalizacji
Wyborcza klęska roku 2025 okazała się paradoksalnie korzystna dla środowiska Silnych Razem. Podczas gdy porażka Rafała Trzaskowskiego oraz fatalne wyniki Szymona Hołowni i Magdaleny Biejat sprowadziły na większość obozu tak zwanej uśmiechniętej Polski rodzaj politycznego syndromu stresu pourazowego, silniczki przeciwnie – rozkwitły. Dziś z pasją pompują opowieść o wyborczym fałszerstwie, która działa na nich jak życiodajny tlen.
Dla tej grupy aktywistów możliwość ponownego sięgnięcia po antyPiSizm w jeszcze większym stężeniu stanowi niewypowiedzianą rozkosz. Jeśli wcześniej politycy Prawa i Sprawiedliwości byli jedynie złodziejami publicznych pieniędzy, to teraz skradli całe wybory. I to jak – siedząc w ławach opozycji. Taki rozmach przeciwnika wynosi walkę Silnych Razem na zupełnie nowy poziom.
Środowisko to już dawno weszło na ścieżkę ciężkiego uzależnienia od antyPiSizmu. Ta emocja stała się dla nich rodzajem narkotyku, a walka z Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim – źródłem niewypowiedzianej rozkoszy. Z takiej drogi nie da się zawrócić po prostu. W tym świecie PiS musi istnieć, by móc z nim walczyć – i właśnie tak to funkcjonuje.
Roman Giertych doskonale rozumie mechanizmy tej gry, bo jest politykiem sprytnym. Gdyby nim nie był, dziś byśmy o nim nie rozmawiali. A jednak rozmawiamy, choć formalnie jest zaledwie szeregowym posłem w stylu Pawła Bliźniuka czy Doroty Marek. Różnica polega na tym, że Giertych buduje rozpoznawalność i wpływy, podczas gdy pozostali tonują w anonimowości.
Plan instytucjonalizacji ruchu
Mecenas wie, że nadszedł czas na wykonanie kolejnego kroku w swoim planie. Musi ugruntować przywództwo nad Silnymi Razem i poddać ruch nieuchronnej instytucjonalizacji. Potrzebuje tego środowiska, bo bez niego na zawsze pozostanie podwieszony pod Donaldem Tuskiem. A czasy obecnego premiera mogą skończyć się wcześniej niż później.
Również silniczki mają interes w jednoczeniu się wokół konkretnej postaci. Ten sojusz można określić mianem idealnego dopasowania. Na początek Giertych usieciowuje się z podobnie myślącymi działaczami wewnątrz Koalicji Obywatelskiej. Do tego planuje dodać outsiderów, którzy wystartują z dalszych miejsc na listach wyborczych.
Ponieważ silniczki wyrażają autentyczne nastroje części elektoratu, wprowadzenie ich ludzi do Sejmu w następnych wyborach nie powinno stanowić problemu. Wtedy ruch przekształci się we frakcję parlamentarną. A następnie, w zależności od rozwoju wydarzeń, albo przejmie władzę w całej Koalicji Obywatelskiej, albo stanie się odrębną partią, bez której żadna antyPiSowska koalicja nie będzie możliwa.
Dziś Silni Razem to już dużo więcej niż pospolite ruszenie skrzyknięte w internecie przed wyborami. To wyrazista grupa interesu z własnymi rozpoznawalnymi kapłanami medialnymi, kadrą profesorską, zagończykami i celebrytami. Ich manichejska diagnoza rzeczywistości i pytanie „kto kogo” wyrażają emocje niemałej części elektoratu Koalicji Obywatelskiej. Roman Giertych, wykorzystując ten potencjał, może stworzyć siłę polityczną, która zdeterminuje kształt przyszłej sceny politycznej w Polsce.
Źródło: dorzeczy.pl, interia.pl