Statystyki nie pozostawiają złudzeń. Zakład Epidemiologii Chorób Zakaźnych i Nadzoru odnotował w lipcu 4592 nowe przypadki zakażenia koronawirusem. Wprawdzie liczba ta jest niższa od analogicznego okresu sprzed roku, jednak rzeczywistość może być znacznie bardziej niepokojąca.
COVID-19 powrócił. Liczby, które mrożą krew w żyłach
Dr Bożena Janicka, specjalistka w dziedzinie medycyny rodzinnej, wskazuje na poważny problem z obecnym systemem raportowania. Mechanizm rejestracji przypadków został znacznie ograniczony, co oznacza, że prawdziwa skala zjawiska może pozostawać ukryta. Dodatkowo placówki medyczne odnotowują wzrost innych infekcji towarzyszących letnim miesiącom, jak biegunka czy szkarlatyna.
Sytuacja staje się alarmująca, gdy spojrzymy na objawy pacjentów. Ostatnie tygodnie przyniosły znaczący wzrost liczby osób trafiających do gabinetów z ekstremalnymi temperaturami. Gorączka sięgająca nawet 40 stopni Celsjusza stała się domeną powracającego wirusa, który ponownie zdobywa pozycję jednej z dominujących infekcji letnich.
Najbardziej niepokojące historie pochodzą od osób powracających z zagranicznych destynacji. Lekarze obserwują wyraźną korelację między podróżami a nowymi przypadkami zachorowań. Dr Janicka nie pozostawia złudzeń – wyjeżdżając za granicę, turyści niemal zawsze coś ze sobą przywożą, a dominującym objawem po powrotach jest właśnie wysoka gorączka.
Dramatyczny przykład stanowi przypadek trzydziestoletniej kobiety w ciąży, której stan po powrocie z wakacji wymagał hospitalizacji. Pacjentka zmagała się z wysoką temperaturą, wymiotami i odwodnieniem. Towarzyszące bóle mięśniowe całkowicie uniemożliwiały wykonywanie podstawowych czynności życiowych.
Historia pani Iwony z wakacji w Bułgarii pokazuje, jak szybko wirus rozprzestrzenia się w rodzinie. Najpierw zachorował jej syn z temperaturą przekraczającą 39 stopni i bólami mięśni. Po zastosowaniu okładów i kontakcie z lekarzem okazało się, że oboje są nosicielami koronawirusa. Sama kobieta, mimo braku wysokiej gorączki, przez tydzień pozostawała przykuta do łóżka.
Szczepienia jako ostatnia deska ratunku
Podobnych historii przybywa z każdym tygodniem. Kolejna rodzina po powrocie z Egiptu doświadczyła masowego zakażenia wszystkich czterech członków. Początkowe objawy jak silne zmęczenie i katar szybko przerodziły się w potwierdzony COVID-19 u całej rodziny. To pokazuje podstępność współczesnego wariantu wirusa.
Dr Janicka stanowczo podkreśla konieczność ostrożności i przypomina o fundamentalnej roli szczepień. Szczególnie narażone na powikłania pozostają osoby po pięćdziesiątym roku życia, u których naturalna odporność systematycznie maleje. Specjalistka nie pozostawia wątpliwości – poleganie wyłącznie na naturalnych mechanizmach obronnych w tej grupie wiekowej to ryzykowna gra.
Ekspertka przestrzega, że nawet pozornie łagodna infekcja może prowadzić do dramatycznych konsekwencji. Zaostrzenie chorób przewlekłych, hospitalizacja, a w skrajnych przypadkach śmierć – to realne zagrożenia dla osób z obniżoną odpornością. Najskuteczniejszą ochroną pozostają szczepienia, z których wiele jest dostępnych bezpłatnie w programach refundacyjnych.
Choć pandemia została oficjalnie ogłoszona za zakończoną, koronawirus nadal stanowi poważne wyzwanie. Wakacyjny okres coraz częściej staje się czasem zwiększonego ryzyka zakażeń. Indywidualna odpowiedzialność i świadome podejście do szczepień to obecnie nie tylko sprawa osobistego zdrowia, ale również wyraz troski o społeczeństwo.
Źródło: Onet.pl


