Jak wynika z badań przeprowadzonych przez prof. Piotra Szukalskiego, demografa z Uniwersytetu Łódzkiego, w niektórych regionach kraju zjawisko to przybiera katastrofalne rozmiary – donosi Onet. Na przykład w powiecie hrubieszowskim, położonym przy granicy z Ukrainą, blisko 40 proc. młodych ludzi nie wraca po osiągnięciu dorosłości.
Ucieczka młodych, czyli demograficzna katastrofa
Prof. Szukalski w swoim badaniu „Skąd i dokąd uciekają młodzi Polacy?” przeanalizował dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące liczby dzieci w wieku 10-14 lat zameldowanych w poszczególnych powiatach w 2004 roku, a następnie zestawił je z liczbą osób w wieku 30-34lat zameldowanych w tych samych powiatach na koniec 2024 roku. Wyniki są alarmujące: spośród 380 polskich powiatów, aż 35 odnotowało spadek liczby młodych mieszkańców na poziomie co najmniej 30 proc.
– To już można nazwać katastrofą – komentuje w rozmowie z Onetem prof. Szukalski. – Najczęściej wyjeżdżają osoby najbardziej ambitne, które mają możliwość podjęcia studiów w dużych ośrodkach akademickich. W efekcie tracimy potencjał młodych, zdolnych ludzi, którzy mogliby rozwijać swoje rodzinne regiony – dodaje.
Największe straty odnotowano w powiatach położonych na peryferiach, z dala od dużych miast. Rekordowy ubytek dotyczy powiatu hrubieszowskiego, z którego wyjechało aż 37,9 proc. młodych. Podobnie dramatyczna sytuacja panuje w powiecie bartoszyckim (37 proc.) oraz krasnostawskim (36,1 proc.).
Co przyciąga młodych, a co ich odstrasza?
Zdaniem prof. Szukalskiego, młodzi ludzie szukają nie tylko lepszych perspektyw zawodowych czy edukacyjnych, ale również miejsc oferujących atrakcyjne formy spędzania czasu. – Trudno wyobrazić sobie, aby takie ośrodki jak Hrubieszów czy Krasnystaw były w stanie konkurować z dużymi miastami w tych trzech kluczowych aspektach – podkreśla naukowiec.
Jednak demograf zauważa także pewne światełko w tunelu. Wskazuje, że mniejsze miasta, takie jak Zamość, mogą stać się alternatywą dla młodych ludzi, którzy chcą pozostać w regionie, ale jednocześnie szukają lepszych warunków do życia. – To ważne, zwłaszcza w kontekście przyszłości, gdy młodzi będą musieli opiekować się swoimi starzejącymi się rodzicami. Łatwiej pomagać rodzinie, mieszkając w Zamościu, niż w Warszawie – zauważa prof. Szukalski.
Janusz Szpak, starosta krasnostawski, przyznaje, że peryferyjność regionu stanowi wyzwanie. – Położenie naszego powiatu sprawia, że młodzi wyjeżdżają na studia daleko od domu i często tam zostają. Jednak nie traktujemy tego jako wyroku – mówi. Samorząd inwestuje w infrastrukturę drogową, komunikacyjną i cyfrową, a także w projekty mieszkaniowe, które mają ułatwić młodym ludziom start w dorosłość na miejscu.
– Coraz więcej osób poszukuje spokojnych, zielonych i bezpiecznych miejsc do życia. Chcemy, aby Krasnystaw i okolice stały się taką alternatywą dla dużych miast – dodaje Szpak.
Kobiety wyjeżdżają częściej, mężczyźni zostają bez partnerek
Badania prof. Szukalskiego ujawniają także interesujący aspekt „ucieczki młodych” – różnice między płciami. Kobiety są bardziej skłonne do podejmowania edukacji z dala od rodzinnego domu i rzadziej wracają po jej zakończeniu. To prowadzi do braku potencjalnych partnerek dla mężczyzn w regionach peryferyjnych, podczas gdy w dużych miastach liczba kobiet w wieku około trzydziestu lat jest znacznie wyższa niż mężczyzn, co z kolei utrudnia im znalezienie partnera.
W skali województw, największy odpływ młodych ludzi odnotowano w Świętokrzyskiem, gdzie liczba kobiet spadła o 25 proc., a mężczyzn o 19 proc. Na drugim biegunie znajduje się Mazowsze, które przyciągnęło o 21 proc. więcej młodych ludzi niż opuściło region.
Choć Warszawa osiągnęła rekordowy dodatni bilans migracji młodych na poziomie 127,5 proc., inne metropolie również przyciągają młodych Polaków. Wrocław (127,4 proc.) i Kraków (126,6 proc.) niemal dorównują stolicy, a Gdańsk notuje wzrost na poziomie 93,4 proc.
– To dobra wiadomość. Młodzi ludzie mają w Polsce kilka atrakcyjnych miejsc, w których mogą realizować swoje ambicje, nie ograniczając się wyłącznie do Warszawy – podsumowuje prof. Szukalski.


