Jedzenie w szpitalach w ostatnich latach wygląda nieco lepiej, niż na przykład w latach 90. Najczęściej pochodzi ono od firm cateringowych, które przywożą je na zlecenie danej placówki. Jedna z pracownic ujawniła mediom mroczny sekret, jaki wiąże się z przygotowywaniem posiłków dla pacjentów.
Bydgoszcz. Wyznanie byłej pracownicy cateringu. Robili z jedzeniem skandaliczne rzeczy
Można już chyba otwarcie powiedzieć, że to prawdziwa afera. Co jakiś czas w mediach społecznościowych pacjenci szpitali z całego kraju dzielą się fotografiami tego, co im zaserwowano podczas leczenia. Tym razem o sprawie jest jeszcze głośniej. Z dziennikarzami „Expressu Bydgoskiego” rozmawiała bowiem była pracownica firmy cateringowej, która była świadkiem obrzydliwych rzeczy.
Jak przyznała, pracowała dość długo przy przygotowywaniu dań pacjentom. Obecnie już nie pracuje w cateringu, ale postanowiła podzielić się z mediami tym, czego doświadczyła. Jej zdaniem pacjenci maja prawo wiedzieć, co wkładają do ust i co się im serwuje. Z tym nie zawsze jest niestety najlepiej.
O sprawie pisze już wiele portali w Polsce, w tym np. o2.pl. Jak czytamy w materiałach na ten temat, kobieta nie zrzuca winy na szpitale, bo w jej ocenie nie one są winne takiej sytuacji. Jak podają media powołując się na słowa byłej pracownicy cateringu, zupy są regularnie rozrzedzane, bywało też, że kucharki nabywały jedzenie dla pacjentów z własnej wypłaty w obawie przed utratą pracy.
To jednak nie koniec skandalu. Okazało się, że po przywiezieniu jedzenia do szpitala brakowało wielu produktów. Znikały owoce, warzywa a nawet mięso. Nikt nie wie, gdzie, choć można się tego domyślać.
„Dolewanie wody do zupy było na porządku dziennym”
– Mniej dowożono owoców czy jogurtów. Nawet ziemniaków brakowało, chociaż to podstawa drugiego dania. W dostawie w ogóle zostały pominięte – mówiła była pracownica kuchni w firmie cateringowej cytowana przez „Express Bydgoski„.
Zdaniem kobiety to, co się działo, widziała właściwie każdego dnia. Do zup dolewano spore ilości wody, aby było więcej porcji. Bywało, że ludzie odchodzili z pracy widząc to, co się dzieje. Doszło nawet do sytuacji, że na kuchni pracowały tylko dwie kucharki i miały one za zadanie gotować nawet dla pół tysiąca pacjentów.
Najwyższa Izba Kontroli wielokrotnie badała jakość szpitalnych potraw. Właściwie za każdym razem stwierdzano nieprawidłowości. Zamiast masła dawano dziwną masę tłuszczową do smarowania, a sery zastępowały wyroby seropodobne zawierające chemię. Często też do szpitali przywożono żywność niezdrową i ciężkostrawną.
Najwyższa Izba Kontroli ma wiele uwag do jakości
Do doniesień medialnych odniósł się już właściciel firmy przygotowującej potrawy. Jego wypowiedź cytuje „Gazeta Pomorska„. Jego zdaniem wszystko z potrawami zawsze było w porządku i nie wiadomo mu nic na temat, o których głośno jest w mediach.
– Wbrew sugestiom, nasze usługi są na wysokim poziomie, a nasze posiłki oraz sposób realizacji usługi odpowiadają szpitalowi oraz pacjentom. To potwierdzają otrzymywane przez nas referencje także od innych podmiotów medycznych, w których świadczymy usługi. (…) Wszyscy pacjenci otrzymują smaczne posiłki, przygotowane z odpowiednich składników – komentuje szef firmy.
Źródło: Express Bydgoski, Gazeta Pomorska, o2.pl