Prawo i Sprawiedliwość, partia, która jeszcze niedawno pewnie trzymała ster władzy, znalazła się w finansowych tarapatach. Odrzucenie sprawozdania finansowego przez PKW to dopiero początek dramatu, który rozgrywa się na naszych oczach. Czy partia Jarosława Kaczyńskiego zdoła przetrwać tę burzę?
Gorączka wpłat na PiS. Politycy głęboko sięgają do kieszeni
Zaczęło się od apelu. Jarosław Kaczyński, otoczony gronem wiernych współpracowników, zwrócił się do sympatyków partii o wsparcie finansowe. Mariusz Błaszczak, były szef MON, ogłosił kwoty, jakie politycy PiS zobowiązani są wpłacać.
– Posłowie i senatorowie miesięcznie będą wpłacać minimum 1000 zł. Posłowie do Parlamentu Europejskiego minimum 5000 zł – oświadczył Błaszczak, a jego słowa odbiły się szerokim echem w mediach i społeczeństwie.
Faktycznie – można powiedzieć, że lawina ruszyła, a Kaczyńskiemu udało się zmobilizować nie tylko elektorat, ale też zdyscyplinować swoich kolegów. Media społecznościowe zalała fala potwierdzeń przelewów. Janusz Kowalski, Dominika Chorosińska, Tobiasz Bocheński – to tylko niektóre z nazwisk, które pojawiły się w kontekście wpłat na partię.
Jeśli wspierasz Polskę to #WesprzyjPiS! Ja już to zrobiłem. Prosimy Was o darowizny na rzecz Prawa i Sprawiedliwości! Nie pozwólmy Tuskowi zniszczyć naszej Ojczyzny! pic.twitter.com/webSSj4QgC
— Mariusz Błaszczak (@mblaszczak) September 2, 2024
Ciche śmiechy internautów. „Dlaczego tak mało?”
Ale czy ta mobilizacja wystarczy, by uratować tonący okręt PiS? Za tym pokazem jedności i solidarności kryje się momentami gorzka prawda. Nie wszyscy członkowie partii są zachwyceni koniecznością sięgania do własnej kieszeni.
– Ludzie są wściekli. Przecież mają kredyty, rodziny, wydatki pod korek. Tysiąc złotych może robić różnicę – zwierza się anonimowo jeden z parlamentarzystów PiS w rozmowie z dziennikarzami portalu Money.pl. Połowa osób, z którymi rozmawiały media, podobno przeklina, a druga połowa deklaruje, że płacić w ogóle nie ma zamiaru.
Ale to nie koniec kontrowersji. Mariusz Błaszczak, który tak gorliwie nawoływał do wpłat, sam stał się obiektem cichych żartów w partyjnych szeregach. Dlaczego? Okazuje się, że wpłacił jedynie minimalną kwotę, jakiej wymagał prezes.
– Myślałem, że szef powinien dawać przykład. Dlaczego tak mało? – ironizuje jeden z posłów PiS w rozmowie z Onetem. Zbiórka to bez wątpienia desperacka próba ratowania finansów partii, ale jak widać nie wszystko jeszcze stracone. Pieniądze płyną szerokim strumieniem, a kto nie wpłaci, być może mógł już tylko pomarzyć o miejscu na liście w kolejnych wyborach.