Szokujący przypadek we Wrocławiu – nieszczepione dziecko w stanie ciężkim po powrocie z wakacji w Afryce zachorowało na błonicę. Lekarze alarmują, że ta dawno zapomniana choroba wraca do Polski i niesie śmiertelne zagrożenie. Czy powinniśmy obawiać się nowej epidemii?
Błonica (choroba). Alarm we Wrocławiu. Pierwszy przypadek błonicy w Polsce
Sześcioletnie dziecko walczy o zdrowie w dolnośląskim Centrum Pediatrycznym im. J. Korczaka we Wrocławiu. Lekarze potwierdzili u niego błonicę gardła i krtani – chorobę, którą większość Polaków zna jedynie z podręczników historii medycyny. Niestety, stan małego pacjenta określany jest jako ciężki. Najbardziej niepokojący jest fakt, że dziecko nie było zaszczepione przeciwko tej niebezpiecznej chorobie.
Informacje o nowym przypadku błonicy przekazał prof. Leszek Szenborn, kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Według lekarza, dziecko zakaziło się podczas wakacji w Afryce. – Stwierdziliśmy objawy błonicy gardła i krtani u sześcioletniego dziecka, które powróciło z pobytu w Afryce. Niestety, nie było ono szczepione – wyjaśnił specjalista.
Przypadek ten jest kolejnym dzwonkiem alarmowym dla rodziców, którzy rezygnują ze szczepień ochronnych u swoich dzieci. Historia małego pacjenta pokazuje, jak szybko można zachorować na wydawałoby się dawno zapomnianą chorobę, gdy tylko opuści się bezpieczną „bańkę” zbiorowej odporności.
Błonica nie zawsze była chorobą tak rzadką jak dziś. Przed wprowadzeniem powszechnych szczepień stanowiła ona prawdziwy koszmar dla polskiego społeczeństwa. Liczby przytoczone przez prof. Szenborna porażają swoją skalą – w latach 50. XX wieku Polska mierzyła się z dziesiątkami tysięcy zachorowań rocznie.
Historia, która nie powinna się powtarzać
– W latach 50. mieliśmy w Polsce po kilkadziesiąt tysięcy zachorowań, a rocznie umierało od 1,5 do 3 tys. chorych – przypomniał profesor. Ta statystyka oznacza, że każdego dnia z powodu błonicy umierało średnio od 4 do 8 osób, najczęściej dzieci.
Dopiero powszechne szczepienia pozwoliły opanować sytuację i praktycznie wyeliminować tę chorobę. Jednak historia pokazuje, że wystarczy załamanie systemu szczepień, by błonica powróciła ze zdwojoną siłą. Po rozpadzie Związku Radzieckiego, w latach 1993-1996, Europa Wschodnia doświadczyła dramatycznej fali zachorowań. „Było ponad 150 tysięcy przypadków w tych krajach. Pojedyncze przypadki przeniknęły też do Polski za sprawą migracji m.in. z Białorusi” – wyjaśnił prof. Szenborn.
Najnowszy przypadek z Wrocławia to już trzeci potwierdzony przypadek błonicy w naszym kraju w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – PZH w 2024 roku zanotowano w Polsce dwa przypadki tej choroby, w 2023 roku – jeden, a w 2022 roku żadnego. Ta niepokojąca tendencja wzrostowa może sugerować, że problem będzie narastać.
Szczególnie zastanawiające jest to, że dziecko przez sześć lat mieszkało w Polsce, wśród zaszczepionych osób, co dawało mu pewną ochronę. – To dziecko, choć było nieszczepione, przez sześć lat przebywało w Polsce i wychowywało się wśród osób zdrowych, bo zaszczepionych. Jak tylko znalazło się w innych warunkach, sytuacja się zmieniła – zauważył prof. Szenborn.
Błonica Wrocław. Odporność zbiorowa została zaburzona
Ten przypadek doskonale ilustruje działanie tzw. odporności zbiorowej – nieszczepione dziecko było chronione przez zaszczepione otoczenie. Wystarczyła jednak podróż do kraju, gdzie występują przypadki błonicy, by doszło do zakażenia.
Zgodnie z polskim kalendarzem szczepień, każde dziecko powinno otrzymać cztery dawki szczepionki przeciw błonicy w początkowych miesiącach życia (od drugiego do osiemnastego miesiąca) oraz dawkę przypominającą w szóstym roku życia. Ponieważ odporność z czasem zanika, dorosłym zaleca się przyjmowanie dawek przypominających co 10 lat.
Błonica, nazywana także dyfteryt, krup lub dławiec, to ciężka choroba zakaźna wywoływana przez bakterie zwane maczugowcami błonicy. Do zakażenia najczęściej dochodzi drogą kropelkową lub przez bezpośredni kontakt z osobą chorą lub nosicielem. Rzadziej można zarazić się przez kontakt z zakażonymi zwierzętami, takimi jak koty, psy czy konie.
Choroba atakuje przede wszystkim gardło, migdałki i krtań, choć może również pojawić się w nosie, na spojówkach lub błonach śluzowych narządów płciowych. W miejscu wniknięcia bakterii dochodzi do martwicy tkanek, która objawia się charakterystycznymi szarymi, półprzezroczystymi lub czarnymi nalotami, krwawiącymi przy próbie usunięcia.
Te tzw. pseudobłony rzekome, wraz z powiększonymi węzłami chłonnymi i obrzękiem szyi, mogą doprowadzić do zwężenia gardła i krtani, a w konsekwencji do niewydolności oddechowej lub zatrzymania krążenia, co kończy się śmiercią pacjenta. Jednak zagrożenie ze strony błonicy nie ogranicza się tylko do dróg oddechowych.
Bakterie wydzielają silną toksynę, która może rozprzestrzeniać się po całym organizmie, powodując zapalenie mięśnia sercowego i uszkodzenie nerek. Mogą również wystąpić poważne powikłania neurologiczne, takie jak porażenie podniebienia, zaburzenia ruchomości gałek ocznych czy porażenia kończyn i mięśni twarzy.
Źródło: upday