Środowy wieczór 28 maja miał być dniem politycznej dyskusji na rynku w małych Końskich. Telewizja Republika zaprosiła kandydatów na prezydenta do debaty, jednak tylko jeden z głównych pretendentów do najwyższego urzędu w państwie zdecydował się przyjąć zaproszenie. Rafał Trzaskowski wybrał spotkanie z mieszkańcami Kalisza, pozostawiając scenę Karolowi Nawrockiemu.
Gorąco na rynku w Końskich podczas debaty prezydenckiej
Atmosfera od samego początku była napięta. Zgromadzona publiczność podzieliła się wyraźnie na zwolenników i przeciwników kandydata popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, gdy na miejscu pojawił się Witold Zembaczyński z Koalicji Obywatelskiej.
Poseł przygotował się na to spotkanie dokładnie – miał przy sobie plik kartek z pytaniami skierowanymi do szefa Instytutu Pamięci Narodowej. Przez megafon zwracał się do zgromadzonych, podkreślając, że odpowiedzi na jego pytania należą się każdemu Polakowi, niezależnie od preferencji wyborczych.
Kluczowy moment nastąpił, gdy parlamentarzysta Koalicji Obywatelskiej postanowił zbliżyć się do sceny. Grupa zwolenników Karola Nawrockiego szybko go otoczyła, uniemożliwiając dalsze przemieszczanie się. To właśnie wtedy doszło do incydentu, którego konsekwencje okazały się poważniejsze, niż początkowo przypuszczano.
Zembaczyński poczuł, że ktoś oblewa go nieznaną substancją. Płyn dostał się na jego nogi i pozostawił widoczne ślady na koszuli. W pierwszej chwili polityk nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, skomentował jedynie, że plamę z ubrania da się wyprać, w przeciwieństwie do szkód, jakie może wyrządzić ewentualne zwycięstwo jego politycznego przeciwnika.
Wydostanie się z tłumu zajęło posłowi kilkadziesiąt minut. Dopiero po powrocie do domu zaczął odczuwać niepokojące objawy. Skóra w miejscach kontaktu z nieznaną substancją zaczęła się podrażniać, a ból nasilał się z każdą godziną.
Diagnoza lekarska potwierdza celowe działanie
Wieczorem, około godziny 21:45, Witold Zembaczyński zgłosił się do izby przyjęć w szpitalu w Końskich. Lekarze postawili jednoznaczną diagnozę – oparzenia termiczne i chemiczne licznych okolic ciała pierwszego stopnia. Dokument medyczny potwierdził obawy posła co do natury wykorzystanej substancji.
Zespół medyczny miał trudności z precyzyjnym określeniem rodzaju związku chemicznego, którym został oblany polityk. Objawy wskazywały jednak na działanie gazu lub innej żrącej substancji. Sposób aplikacji nie pozostawiał wątpliwości co do intencji sprawcy – substancja została skierowana celowo z bliskiej odległości bezpośrednio na ciało posła.
Zembaczyński podkreślił, że nie było to przypadkowe rozpylenie w powietrze, lecz świadome i precyzyjne działanie. Chemikalia przesączyły się przez odzież, powodując podrażnienia skóry w wielu miejscach. Incydent rzuca nowe pytania na bezpieczeństwo polityków podczas kampanii wyborczych i pokazuje, jak bardzo może się zaogniać atmosfera przed drugą turą wyborów prezydenckich.