Pierwszego maja 2022 roku na warszawskim Placu Zamkowym doszło do incydentu, który przez ponad dwa lata elektryzował media i środowiska prawnicze. Podczas legalnego zgromadzenia organizowanego przez działaczy pro-life, doszło do starcia między uczestnikami manifestacji a kontrprotestującymi. W centrum wydarzeń znalazła się Katarzyna A., powszechnie znana jako „Babcia Kasia” – aktywistka od lat uczestnicząca w różnego rodzaju demonstracjach.
„Babcia Kasia” ugryzła aktywistę pro-life. Sąd złagodził wyrok po kontrowersyjnej apelacji
Tego dnia sytuacja wymknęła się spod kontroli. Według oskarżenia, doświadczona demonstrantka nie tylko znieważyła wolontariusza Fundacji Pro-Prawo do Życia, ale również naruszyła jego nietykalność cielesną poprzez ugryzienie. Incydent wywołał ogromne poruszenie, szczególnie że w ruch poszły zęby 70-letniej kobiety, która stała się symbolem determinacji w walce o swoje przekonania.
Sprawa szybko nabrała rozgłosu, a media obiegły zdjęcia pokazujące dramatyczne momenty konfrontacji. Prokuratura nie pozostawiła sprawy bez konsekwencji i postawiła aktywistce zarzuty dotyczące naruszenia prawa. Pierwszy wyrok, jaki zapadł w listopadzie 2024 roku, okazał się surowy i wywołał falę kontrowersji wśród sympatyków oskarżonej.
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia nie okazał pobłażania słynnej aktywistce. Wyrok z 25 listopada 2024 roku był bezwzględny – Katarzyna A. otrzymała karę łączną 10 miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania 30 godzin nieodpłatnej pracy społecznej miesięcznie. To jednak nie wszystko, co spotkało „Babcię Kasię”.
Pierwsza instancja bez litości – drakoński wyrok wzbudził oburzenie
Dodatkowo sąd zobowiązał ją do zapłaty 3 tysięcy złotych nawiązki na rzecz pokrzywdzonego wolontariusza oraz pokrycia kosztów całego postępowania. Suma ta znacznie obciążyła budżet emerytki, która od lat angażuje się w działalność społeczną, często narażając się na konflikty z prawem. Wyrok wywołał burzę w środowiskach lewicowych i prawniczych, które zarzuciły sądowi nadmierną surowość.
Obrońcy aktywistki nie zamierzali się poddać. Aplikant radcowski Tomke Ptasiński, reprezentujący oskarżoną, złożył apelację, w której podważył nie tylko wysokość kary, ale przede wszystkim bezstronność składu orzekającego. Argumenty obrony miały zaskoczyć wszystkich obserwatorów procesu i wprowadzić zupełnie nowy wymiar do całej sprawy.
Rozprawa apelacyjna, która odbyła się w czwartek w Sądzie Okręgowym w Warszawie, przyniosła nieoczekiwany zwrot akcji. Obrońca Katarzyny A. nie skupił się jedynie na łagodzeniu kary, lecz postawił na znacznie odważniejszą strategię. Tomke Ptasiński wskazał na bezwzględną przesłankę odwoławczą, kwestionując bezstronność sędzi Katarzyny Olczak, która wydała wyrok w pierwszej instancji.
Kluczowym argumentem obrony stało się pochodzenie sędzi z tak zwanej neo-KRS. Ptasiński podkreślił, że Olczak była jedyną kandydatką w konkursie na stanowisko sędzi, co jego zdaniem czyni całą procedurę nierzetelną. Dodał, że była to jej pierwsza nominacja, a okoliczności powołania nabierają szczególnego znaczenia, gdy rozpatruje sprawę znanej aktywistki walczącej o wymiar sprawiedliwości.
Apelacja podważyła cały proces – neo-KRS w centrum skandalu
Obrońca nie poprzestał na formalnych zarzutach. Zaznaczył, że jego klientka działała pod wpływem emocji i była prowokowana przez wolontariuszy pro-life. Całe zdarzenie należy według niego rozpatrywać w kontekście szerszego sporu światopoglądowego, który od lat dzieli polskie społeczeństwo. Ten argument miał kluczowe znaczenie dla dalszego toku postępowania.
Strona przeciwna nie pozostała bierna. Adwokat Bartosz Malewski, reprezentujący poszkodowanego wolontariusza, ripostował, że należy powołać się na konkretne kryteria wskazujące na brak obiektywności sędzi. Podkreślił, że oskarżona celowo udała się na miejsce manifestacji działaczy pro-life, aby ją zakłócić. Zaznaczył również, że „Babcia Kasia” regularnie korzysta z konstytucyjnego prawa do wyrażania poglądów w sposób naruszający prawa innych osób.
Sama aktywistka zabrała głos podczas rozprawy, podkreślając, że jej działanie nie miało charakteru celowego przeszkadzania. Stwierdziła, że była jedynie na spacerze, gdy doszło do incydentu. Odnosząc się do przekazu działaczy pro-life, określiła go jako oszczerczy i kłamliwy, przeciwko któremu protestuje od lat. Wskazała także, że podczas zdarzenia zniszczono jej własność, a policja zachowywała się biernie.
Sędzia Michał Doleżal po przerwie ogłosił wyrok, który okazał się częściowo korzystny dla oskarżonej. Sąd Okręgowy złagodził karę do 4 miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania 20 godzin pracy społecznej miesięcznie. Aktywistka została także zwolniona z ponoszenia kosztów sądowych, co znacznie odciążyło jej budżet.
W uzasadnieniu sędzia Doleżal podkreślił, że apelacja obrony co do istoty jest niezasadna. Zaznaczył, że sama okoliczność udziału w wadliwej procedurze wyboru sędzi nie stanowi automatycznego powodu do stwierdzenia wątpliwości co do bezstronności. Sąd przeanalizował drogę zawodową sędzi Olczak i powziął o niej pozytywną opinię.
Sędzia wskazał również, że sprawa ma charakter światopoglądowy, a nie polityczny, co pozwala mówić o elementarnej niezawisłości sędzi. Podkreślił, że analiza akt i nagrań dała podstawę do sformułowania wniosków przez sąd pierwszej instancji. Dodał, że szkodliwość społeczna czynu nie jest znikoma, ale także nie jest wysoka, co uzasadnia łagodniejszy wyrok.
Wyrok jest prawomocny i kończy wielomiesięczną batalię sądową. „Babcia Kasia” może odczuwać częściową satysfakcję z redukcji kary, choć nadal musi ponieść konsekwencje swojego protestu. Sprawa pokazuje, jak daleko mogą sięgać konflikty światopoglądowe i jak trudno jest zachować równowagę między prawem do protestu a poszanowaniem praw innych osób.