Kierowcy nie mają łatwego czasu. Wysokie ceny paliw na stacjach to prawdziwa zmora nie tylko zwykłych kierowców, ale też posiadaczy firm i aut dostawczych. Kosmiczne podwyżki cen beznyny, diesla czy gazu LPG ścinają nas z nóg i powodują wysoką inflację.
Ceny paliw od 6 kwietnia mocno w dół. Potwierdził to premier Morawiecki
Niskie ceny paliw to już historia, a inflacja codziennie zjada nam nasze pieniądze. Ostatni odczyt to aż 10,9 proc. w skali roku, co oznacza, że prawie dwa miesiące w roku pracujemy praktycznie za darmo.
Mimo tarczy antyinflacyjnej wprowadzonej przez rząd, w tym obniżki VAT na paliwa, niskich cen nie widać. Przy dystrybutorach jest drożej, niż przed tarczą, a kierowcy każdego dnia łapią się za głowę i zastanawiają, gdzie jest limit.
Swoje zrobiła też wojna na Ukrainie i rosnąca w związku z tym niepewność na rynkach. Krótko po rozpoczęciu inwazji ceny oleju napędowego doszły do 7,50 zł za litr. To prawdziwy koszmar. Rząd wystraszony pogarszającymi się nastrojami wśród rodaków w końcu postanowił coś z tym zrobić.
Morawiecki: „Nie możemy patrzeć na tak wysokie ceny”
– Sytuacja na rynku paliwowym jest bardzo trudna. Nie możemy patrzeć na tak wysokie ceny benzyny czy diesla, dlatego postanowiliśmy przygotować nową ustawę, która ma do minimum ograniczyć podatki i akcyzę na paliwo. Dzięki temu już od 6 kwietnia na stacjach w całej Polsce za litr benzyny i diesla kierowcy zapłacą około 4,50 zł za litr. Mamy nadzieję, że ta zmiana odciąży trochę kieszenie Polaków w tych trudnych czasach – powiedział mediom premier Mateusz Morawiecki.
Nie da się ukryć, że to najlepsza wiadomość dla kierowców od miesięcy. To chyba najlepszy początek wiosny, jaki może sobie wymarzyć posiadacz czterech kółek, dla którego wysokie ceny paliw na stacjach mogły być problemem przy planowaniu np. majówki.
Czy słowa premiera Morawieckiego rzeczywiście staną się ciałem i czy za kilka dni podczas tankowania będziemy przecierali oczy ze zdumienia? Musimy wierzyć na słowo. Jak nie, to możemy nadal tankować starym i sprawdzonym sposobem, czyli zawsze za 50 zł.