Ponad 206 miliardów złotych ma wynieść prawdziwy deficyt budżetu państwa na koniec przyszłego roku – czytamy w Business Insider. W Sejmie trwa debata budżetowa, która zdaniem ekonomistów i ekspertów zawiera założenia wyssane z palca, które nie odzwierciedlają prawdziwego stanu finansów.
Deficyt państwa ma wynieść ponad 200 mld zł. Rząd w ogniu krytyki
Zaskakujący zapis w ustawie okołobudżetowej, którą przygotowało Ministerstwo Finansów, przykuł uwagę dziennikarzy, publicystów, ale przede wszystkim ekonomistów. Jeden z przepisów ma pozwolić premierowi decydować o przeznaczeniu rezerw budżetowych na pokrycie kosztów zadłużenia kraju. Te ostatnio mocno rosną.
Choć politycy obozu rządzącego twierdzą, że zapis ten jest całkowicie uzasadniony i nie jest niczym nadzwyczajnym, to ekonomiści są innego zdania. Fragment ustawy powoduje, że szef rządu może bez konsultacji i całkowicie jednoosobowo manewrować miliardami złotych wedle uznania.
Dzięki opinii ekonomistów wiemy już, po co ten zapis znalazł się w ustawie. Rząd z jednej strony mówi obywatelom, że stan finansów jest najlepszy w dziejach. Za zamkniętymi drzwiami jednak widać ogromne obawy o to, co wydarzy się w 2023 roku. Premier spodziewa się gwałtownego wzrostu kosztów obsługi długu Polski i jednocześnie braku możliwości pozyskania środków na rynku.
Tocząca się dziś w Sejmie debata budżetowa opiera się na projekcie budżetu, który nie pokazuje pełnego obrazu wydatków i dochodów państwa. Wieloletni pracownicy ministerstwa finansów pokazują, jak naprawdę powinien wyglądać budżet na 2023 r. Rzeczywisty… https://t.co/e9PAsY15sE
— Business Insider Polska 🇵🇱 (@BIPolska) October 7, 2022
W ustawie budżetowej na 2023 rok jest mowa o potencjalnej niewypłacalności
Jak komentują ten zapis w ustawie przedstawiciele resortu? Miał on się znaleźć po to, aby być gotowym na to, co niespodziewane, a co może spowodować de facto bankructwo kraju. Chodzi jednak o bliżej niesprecyzowane „skrajne przypadki„.
Okres, w którym można było zadłużać kraj bez opamiętania i w którym była możliwość pozyskania taniego pieniądza od inwestorów zagranicznych, skończył się. Skrajne opinie mówią, że przed nami koniec balu na Titanicu. W kolejnych czterech latach rząd będzie potrzebował niemal 300 mld zł na pokrycie odsetek od zadłużenia. Wcześniej taka kwota starczała na 9 lat.
– Hipotetyczna sytuacja braku terminowej realizacji obsługi długu Skarbu Państwa, nawet wynikająca z opóźnień natury proceduralnej, może wiązać się z postawieniem w stan wymagalności wszystkich transakcji finansowych, których stroną na rynku finansowym jest Skarb Państwa. Zatem w skrajnych przypadkach, mogłoby to prowadzić do oceny Skarbu Państwa jako niewypłacalnego przez szereg instytucji finansowych – napisano w ustawie budżetowej na 2023 rok.
Rząd boi się przyszłego roku, który będzie rokiem wyborczym. Wiele wskazuje na to (w tym ostatnie badania opinii i sondaże), że władza Zjednoczonej Prawicy skończy się na dwóch kadencjach. Jeśli w 2023 roku nie uda się Mateuszowi Morawieckiemu pozyskać kolejnych 260 mld zł, kraj może czekać niewypłacalność.
Źródło: Business Insider Polska