Mimo oficjalnych deklaracji o konieczności wzmacniania polskiej armii ze strony wszystkich opcji politycznych, droga do realizacji prezydenckiej inicjatywy jest niezwykle trudna. Parlamentarzyści wskazują na problematyczny charakter wniosku i zastanawiają się nad prawdziwymi intencjami głowy państwa.
Prezydent forsuje kontrowersyjną zmianę w konstytucji. Opozycja nie kryje sceptycyzmu
Polska obecnie wydaje na zbrojenia rekordowe 4,7 proc. PKB i pozostaje niekwestionowanym liderem wśród państw NATO w tej dziedzinie. Administracja Donalda Trumpa wielokrotnie stawiała Warszawę za wzór dla pozostałych członków Sojuszu. Dlaczego więc prezydent dąży do konstytucyjnego utrwalenia tego poziomu wydatków?
Kwestia zmian w ustawie zasadniczej pojawiła się nieprzypadkowo. Andrzej Duda złożył swój projekt w Sejmie 7 marca, argumentując, że konstytucyjny wymóg wydatkowania 4 proc. PKB na obronność ma zabezpieczyć Polskę przed potencjalnymi rządami, które mogłyby próbować ograniczyć nakłady na zbrojenia.
– Dokonujemy dzisiaj modernizacji armii i cały czas rozbudowujemy nasze siły zbrojne. Kupujemy dla naszych sił zbrojnych najnowocześniejszy sprzęt. Ale to jest niekończący się proces, bo trzeba będzie ten sprzęt w przyszłości utrzymać, trzeba będzie go odnawiać i modernizować. Z tym zawsze będą związane koszty – argumentował prezydent.
Parlamentarzyści koalicji rządzącej mają jednak zupełnie inne zdanie na temat rzeczywistych motywów stojących za tą propozycją. Marek Sowa, wiceszef klubu Koalicji Obywatelskiej, nie pozostawia złudzeń.
– Konstytucja to nie jest dokument, gdzie pisze się, ile należy wydać na przykład na oświatę czy obronność. To chyba czysta zagrywka Andrzeja Dudy na końcówkę kadencji – skomentował. Polityk KO podkreśla przy tym, że aktualnie budżet państwa zabezpiecza na cele obronne około 190 miliardów złotych, a obecna sytuacja geopolityczna faktycznie wymaga utrzymania wysokich nakładów.
Matematyka przeciwko prezydentowi – dlaczego zmiana konstytucji jest nierealna?
Chociaż inicjatywa prezydencka na pierwszy rzut oka może wydawać się słuszna, w praktyce napotyka na przeszkodę, która wydaje się nie do pokonania: matematykę parlamentarną. Zmiana konstytucji wymaga większości 2/3 głosów w Sejmie, co przekłada się na konieczność zgromadzenia 307 głosów poparcia.
Obecnie jedynie obóz Prawa i Sprawiedliwości jednoznacznie deklaruje poparcie dla prezydenckiej propozycji. – Popieramy każde rozwiązanie związane z umocnieniem polskiej armii. Niewątpliwie, wzrost nakładów na armię, to wzrost inwestycji, nakładów na zbrojenia i zwiększenie naszego bezpieczeństwa. Dlatego zagłosujemy za propozycją prezydenta – potwierdził Rafał Bochenek, rzecznik klubu PiS.
Problem polega jednak na tym, że nawet gdyby wszyscy posłowie PiS poparli projekt, to wciąż brakowałoby im aż 117 głosów. Co więcej, sam klub Koalicji Obywatelskiej, liczący 157 parlamentarzystów, jest w stanie skutecznie zablokować inicjatywę.
Inne kluby parlamentarne również nie kryją sceptycyzmu. Anna Maria Żukowska, szefowa klubu Lewicy, również zabrała głos w tej sprawie. – Hipotetycznie, w przyszłości może się okazać, że 4 proc. PKB to nadmierne wydatki. Chociażby w sytuacji, kiedy Rosja po prostu upadnie i nie będzie stwarzać dla nas zagrożenia – powiedziała.
Poparcia nie deklaruje nawet Konfederacja
Podkreśla również długoterminowy charakter ustawy zasadniczej, zastanawiając się, czy za 100 lat podobne nakłady na obronność wciąż będą konieczne. Nawet Konfederacja, mimo niedawnego spotkania Sławomira Mentzena z prezydentem, nie deklaruje jednoznacznego poparcia.
Krzysztof Bosak, wicemarszałek Sejmu, ocenia sytuację trzeźwo. – Prawdopodobieństwo, że dojdzie do konsensusu w sprawie zmiany konstytucji, jest niewielkie. Pomysł ma charakter wizerunkowy dla prezydenta, wkładu do debaty nad obronnością. Jesteśmy w trudnych czasach dla finansów państwa. Jest ciężko, a będzie trudniej – twierdzi.
W świetle tych wszystkich okoliczności, szanse na sukces prezydenckiej inicjatywy wydają się niemal zerowe. Pozostaje pytanie, czy propozycja Andrzeja Dudy rzeczywiście miała na celu wzmocnienie bezpieczeństwa Polski, czy raczej była elementem politycznej gry przed końcem jego kadencji.