We wtorek Sąd Najwyższy zakończył jeden z najbardziej kontrowersyjnych procesów w najnowszej historii polskich wyborów prezydenckich. Po przeanalizowaniu ponad 53 tysięcy protestów wyborczych, sędziowie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jednogłośnie orzekli o ważności elekcji z 18 maja i 1 czerwca bieżącego roku.
SN potwierdził wybory mimo 53 tysięcy protestów. Nawrocki oficjalnie prezydentem
Prezes Izby Krzysztof Wiak podczas ogłaszania werdyktu podkreślił, że sama liczba wniesionych protestów nie zwiększa wagi zawartych w nich zarzutów, jeśli dotyczą one identycznych kwestii. Sędzia zaznaczył, że większość protestów została sporządzona według gotowych wzorów przygotowanych między innymi przez posła Koalicji Obywatelskiej Romana Giertycha.
Posiedzenie trwało kilka godzin, a jego przebieg śledziły media z całego kraju. W sali rozpraw zasiedli nie tylko sędziowie, ale także Prokurator Generalny Adam Bodnar oraz przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak. Atmosfera była napięta, gdyż stawką była nie tylko ważność wyborów, ale także wiarygodność całego systemu wyborczego.
Bodnar kwestionuje skład sądu do samego końca
Zanim sędziowie przystąpili do właściwego rozpatrywania sprawy, doszło do dramatycznej konfrontacji między Prokuratorem Generalnym a prezesem Izby. Adam Bodnar już przed posiedzeniem złożył pisemny wniosek o przekazanie sprawy Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, argumentując, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie spełnia wymogów niezawisłości i bezstronności.
Podczas posiedzenia Bodnar nie odpuszczał, wskazując na obecność dwóch sędziów – Boska i Żmija – którzy sami nie uznają swojej Izby. Prokurator Generalny podkreślił, że jego stanowisko podziela 28 sędziów Sądu Najwyższego, co pokazuje skalę wątpliwości wokół składu orzekającego.
Krzysztof Wiak zdecydowanie odrzucił te argumenty, stwierdzając, że wnioski Bodnara nie mają podstaw w obowiązującym prawie. Prezes Izby pozostawił je bez rozstrzygnięcia, co oznaczało kontynuację posiedzenia w dotychczasowym składzie. Ta decyzja przesądziła o dalszym przebiegu wydarzeń i ostatecznym werdykcie.
Nieprawidłowości nie wpłynęły na ostateczny wynik
Kluczowym momentem było odniesienie się sądu do zgłaszanych nieprawidłowości w liczeniu głosów. Media po II turze wyborów szeroko informowały o przypadkach, gdy głosy oddane na Rafała Trzaskowskiego zostały błędnie przypisane Karolowi Nawrockiemu i na odwrót. Te pomyłki, zgłaszane przez samych członków komisji wyborczych, stały się głównym argumentem protestujących.
Sędzia Wiak wyjaśnił, że Państwowa Komisja Wyborcza początkowo pozostawiła te incydenty do oceny Sądowi Najwyższemu. Jednak podczas wtorkowego posiedzenia przewodniczący PKW Sylwester Marciniak zmienił stanowisko, oceniając że zbadane nieprawidłowości nie mogły wpłynąć na końcowy wynik wyborów.
Sąd kategorycznie odrzucił także postulat całkowitego przeliczenia głosów we wszystkich komisjach wyborczych. Sędziowie wskazali, że Kodeks wyborczy nie przewiduje takiej możliwości, a oględziny kart można przeprowadzać jedynie w konkretnych obwodach, gdzie wykazano rzeczywiste nieprawidłowości podczas liczenia lub sporządzania protokołów.
Po analizie wszystkich materiałów i opinii wydanych podczas rozpatrywania protestów, Sąd Najwyższy stwierdził jednoznacznie: żadne ze stwierdzonych uchybień, ani wszystkie razem wzięte, nie dają podstaw do kwestionowania wyborów prezydenta Rzeczypospolitej. Karol Nawrocki, który w II turze zdobył 50,89 procent głosów, oficjalnie zostaje prezydentem Polski na kolejne pięć lat.