W 2021 roku wydatki na służbę zdrowia powinny sięgnąć 120,5 mld zł. Może się okazać, że pojawią się trudności z wygospodarowaniem takiej kwoty.
– W najbliższym czasie możemy spodziewać się zwolnień. Płace pracowników nie będą rosły tak szybko, jak można było oczekiwać przed pandemią. To oznacza, że mniej składek zasili budżet NFZ – mówi Wojciech Wiśniewski, prezes zarządu Public Policy. Brakującą kwotę będzie trzeba pokryć z budżetu państwa, a to może oznaczać konieczność cięć w innych obszarach.
NFZ czekają problemy finansowe?
– Główny kłopot, który może się pojawić w przyszłym roku w związku z kryzysem gospodarczym spowodowanym pandemią, polega na tym, że suma składek, które będą trafiać do Narodowego Funduszu Zdrowia, będzie niższa, niż wcześniej planowano – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Wojciech Wiśniewski.
Zgodnie z prognozą przychodów, w tym roku mają być one o blisko 2 mld zł niższe od wstępnie zaplanowanych i wyniosą 91,23 mld zł. Znaczące spadki składek odnotowano już w kwietniu, maju i czerwcu – wynika z danych ZUS przekazywanych do NFZ.
– W przyszłym roku zgodnie z ustawą o minimalnych nakładach na ochronę zdrowia wydatki na ten cel powinny wynieść 120,5 mld zł. Jest to niemal 14 mld zł więcej niż w tym roku – mówi prezes zarządu Public Policy. – W związku z niższymi wpływami ze składek większa kwota będzie musiała trafić na ochronę zdrowia z budżetu państwa. Według naszych wyliczeń w przyszłym roku będzie to około 25 mld zł, czyli 10–15 mld zł więcej niż w tym roku.
Wzrost wydatków na służbę zdrowia
Ustawa zakłada wzrost wydatków na zdrowie do 6 procent PKB. Gdy zakładany poziom wpływów do NFZ nie zostanie osiągnięty, rząd powinien skierować dodatkowe środki w formie dotacji budżetowej. Ta ma z roku na rok być coraz wyższa, a za dwa lata wyniesie już 34,8 mld zł. W 2022 roku minimalne nakłady na ochronę zdrowia będą wynosić 125,9 mld zł, a w 2023 roku – 139,4 mld zł.
– Ochrona zdrowia jest w stanie przyjąć dużo więcej pieniędzy. Pacjenci nie mogą być zmuszeni korzystać z prywatnych usług medycznych, niektórych po prostu na to nie stać. Musimy przeznaczyć znacząco więcej na podstawową opiekę zdrowotną i na likwidację kolejek do specjalistów. Jeżeli zaledwie kilkadziesiąt miliardów złotych będzie trafiać do NFZ, może się okazać, że ta kwota nie wystarczy – przestrzega Wojciech Wiśniewski.
Z uwagi na konstytucyjne progi ostrożnościowe dot. długu publicznego, rząd nie będzie mógł efektywnie pozyskiwać pieniędzy z długu. Dlatego nieuniknione wydaje się poszukiwanie oszczędności w innych obszarach.
– Trudno powiedzieć, jakie wydatki budżetowe zostaną obcięte, czy będzie to infrastruktura, czy inwestycje, czy transfery społeczne. Wiemy, że w przyszłym roku rząd będzie musiał podejmować decyzje, których żaden rząd nie chce podejmować. Sytuacja jest niestety bardzo trudna – ocenia prezes Public Policy.
Rzecznik NFZ dementuje informacje, że brakuje składek. Wszelkie ubytki są pokrywane na bieżąco.
Ochrona zdrowia znacząco niedofinansowana
Jego zdaniem system ochrony zdrowia w Polsce jest znacząco niedofinansowany, dlatego że obecnie przeznaczamy na ochronę zdrowia 6,3 proc. PKB, a wydatki publiczne stanowią 4,5 proc. PKB. To plasuje Polskę wśród krajów w dolnej części tabeli Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Średnia dla wszystkich jej państw to odpowiednio 8,8 proc. oraz 6,6 proc. (dane OECD Health Statistics 2019).
– Jeżeli nie zainwestujemy więcej, to – jak szacuje OECD – w 2030 roku będziemy przeznaczać na ochronę zdrowia tyle pieniędzy, ile Kolumbia. Jeżeli chcemy być państwem rozwiniętym, powinniśmy zainwestować w zdrowie Polaków znacznie więcej niż obecnie. Bez tego nie będzie nas stać na podstawowe rzeczy. W dobie koronawirusa życie wielu ludzi zależy od ratowników, diagnostów laboratoryjnych, a oni mają bardzo konkretne oczekiwania płacowe. Bez wzrostu nakładów na służbę zdrowia w budżecie państwa nie będziemy w stanie ich zaspokoić – ocenia Wojciech Wiśniewski.