Atak Rosji na Ukrainę spowodowały, że Sojusz Północnoatlantycki (NATO) rozpoczął prace nad nową strategią obronną, która ma odpowiadać na realne i aktualne zagrożenia. O nowych pomysłach, jakie mają zostać wdrożone, napisali dziennikarze jednej z największych amerykańskich gazet.
Strategia obronna NATO do zmiany. Polska będzie zadowolona
Jak czytamy w amerykańskim „The New York Times„, w NATO nadchodzą spore zmiany jeśli chodzi o procedury dotyczące obrony krajów należących do sojuszu. Zasadnicza korekta ma nastąpić jeśli chodzi o zapisy dotyczące reakcji na zagrożenie. W momencie wybuchu wojny z krajem NATO już od pierwszego dnia sojusz będzie miał obowiązek reagować i bronić „każdego centymetra” terenu.
NATO aktualnie planuje intensywne wdrażanie zmian, które dostosują sojusz do aktualnych zagrożeń. Do tej pory sojusz skupiał się na strategii odstraszania, ponieważ NATO jest mimo wszystko organizacją obronną, a nie ofensywną. Strategia zakładała też, że zaatakowany kraj musi mieć możliwość bronienia się zanim nadciągnie pomoc.
Teraz koncepcja ulega zmianie. Wszystko z powodu realnego zagrożenia wybuchu pełnoskalowej wojny w Europie. Dlatego też dla NATO nie będzie już kluczowe tylko odstraszanie, ale połączenia odstraszania z obecnością. To spowoduje wzrost liczby wojsk sojuszniczych na wschodniej flance już teraz.
NATO nie zmienia oczywiście nic jeśli chodzi o strategię polegającą na regularnej demonstracji możliwości i siły. Można przypuszczać zatem, że kończy się czas, w którym w sojuszu wojskowi martwili się tym, jak reagować, by jednocześnie nie eskalować i nie prowokować wroga. Teraz dowódcy skupiają się na tym, ile wysłać wojska, by być w stanie odpierać potencjalny atak.
Stała obecność, dużo wojska – zmiana koncepcji
Nowa strategia obronna NATO oznacza zatem, że jeszcze większe siły zostaną rozlokowane w naszym regionie. Kierować nimi będzie generał armii Stanów Zjednoczonych Christopher Cavoli.
Zmiany są de facto odpowiedzią na apele krajów ze wschodniej flanki. Kraje takie jak Polska, Litwa, Łotwa czy malutka Estonia nie miały bowiem wiedzy, co właściwie wydarzy się w przypadku agresji i jaka będzie odpowiedź.
Do tej pory było niestety tak, że NATO wyzwalało podbite przez wroga tereny dopiero po 180 dniach od ataku. Problem w tym, że kraje sąsiadujące z Polską są na tyle małe, że ewentualne podbicie ich przez Rosję nie byłyby większym problemem i właściwie mogłyby one przestać istnieć nawet w kilka dni, jeśli atak by się powiódł.
Minister Obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace również podziela ten pogląd oraz konieczność zmian w strategii. Jako przykład podał Estonię. Kraj jest tak mały i ma tak małe siły, że zanim NATO by przyszło z odsieczą, nie byłoby już zapewne co ratować.