Krystyna Janda udzieliła bardzo smutnego wywiadu redaktorowi naczelnemu „Newsweek Polska” Tomaszowi Lisowi. Czy gwiazda cierpi na brak pieniędzy i głoduje? Wszystko może na to wskazywać. Jej zdaniem drożyzna w Polsce jest tak wielka, że ona sama ledwo daje radę.
Krystyna Janda nie ma na chleb? „Zamrażam. Na tydzień wystarcza”
Gwiazda filmowa i teatralna postanowiła zabrać głos w sprawie sytuacji gospodarczej w kraju. Jej zdaniem dzieje się bardzo źle, bo jak widać kryzys dotyka również arystów. Galopująca inflacja była jednym z tematów wywiadu. Janda ujawniła, że dzieli sobie chleb na równe porcje tak, aby miała go na dłużej. – Jak kupię bochenek chleba, to go dzielę i zamrażam. Na tydzień wystarcza – stwierdziła aktorka.
Janda nie kryje wielkiego rozczarowania i rozgoryczenia sytuacją, z jaką obecnie mierzy się nasz kraj. Chodzi tu nie tylko o politykę, ale i ekonomię i gospodarkę, która drożyzną uderza również w nią. Wprost stwierdza, że „walczy o przetrwanie” w Polsce, a kraj nazywa nieuleczalnie chorym.
– Powiedziałam już to raz i zostałam wyśmiana, ale powtórzę: Boże, co mi jest? Dlaczego się budzę nieszczęśliwa? A to jest mi Polska! Boli. Jest jak choroba nieuleczalna. Dookoła jest niedobrze, w Polsce i na świecie, nie ja to zrobiłam, ale budzę się z niejasnym poczuciem winy. Wielu ludzi tak ma – stwierdza w rozmowie z „Newsweek Polska” aktorka.
Aktorka szczerze o Polakach. „Katastrofa wisi w powietrzu”
O Polsce aktorka mówi w wywiadzie jak o nieuleczalnej chorobie. Wspomina też ludzi na granicy z Białorusią, którzy w mrozie cierpią głód i umierają czy duszących się obywateli, którzy z powodu epidemii nie mogą dostać się do szpitali i często umierają w samotności.
To, co jednak boli Jandę najbardziej, to drożyzna i galopujące ceny. Jako człowiek przedsiębiorczy musi sobie z tym poradzić i stara się to robić każdego dnia z różnym skutkiem. Przede wszystkim jednak stara się jeść mało, wręcz czasami uprawia głodówkę. Ktoś bowiem powiedział jej, że to bywa zdrowe dla organizmu.
– Ceny rosną. Widzę starszego pana w sklepie, który ogląda drożdżówki i pyta, ile kosztuje ta, a ile tamta. Gdy mówię, że mu kupię, zgadza się. Patrzę na koszty stałe teatrów, na prognozy rachunków za prąd, na koszty pensji. Ja dam sobie radę, samotna kobieta nie potrzebuje dużo. Ale ludzie w swojej masie są przygnębieni, nie uśmiechają się do siebie – stwierdza ze smutkiem aktorka.
Jej zdaniem ludzie są tak zdruzgotani, że w powietrzu czuć atmosferę potencjalnego katastrofy. Jej zdaniem nie ma w narodzie żadnego nastroju i żadnej radości życia. Ile jeszcze wytrzyma naród? Któż to wie. Aktorka też nie zna odpowiedzi na to pytanie.
Źródło: Newsweek