Kampanijne obietnice okazują się być tylko pustymi słowami. To, co jeszcze niedawno było jednym ze sztandarowych „100 konkretów” Donalda Tuska, dziś budzi poważne wątpliwości w szeregach samego rządu. Reforma systemu zasiłków chorobowych, która miała przynieść ulgę polskim mikroprzedsiębiorcom, staje się politycznym ciężarem dla koalicji rządzącej.
Tusk porzuca kluczową obietnicę! Miliardy kosztów i strach przed oszustwami
Obietnica brzmiała kusząco: ZUS miał przejąć odpowiedzialność za wypłacanie zasiłku chorobowego już od pierwszego dnia nieobecności pracownika. Małe firmy mogły liczyć na znaczące odciążenie finansowe, a pracownicy na lepszą ochronę socjalną. Jednak rzeczywistość okazała się znacznie bardziej skomplikowana niż wyborczy slogan.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej faktycznie przygotowało kompletny projekt ustawy wraz z wszystkimi analizami. Dokumenty leżą jednak w szufladzie po tym, jak Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów faktycznie zamroził całą inicjatywę. Powód jest prosty – astronomiczne koszty realizacji reformy.
Projekt gotowy, ale zablokowany przez własny rząd
Sebastian Gajewski, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, nie ukrywa, że implementacja zmiany pochłonęłaby rocznie między 13 a 14 miliardami złotych z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Kwota ta dorównuje kosztom planowanej renty wdowiej w jej docelowym kształcie. Problem polega na tym, że fundusz chorobowy, w przeciwieństwie do pozostałych składników systemu ubezpieczeniowego, już dziś wykazuje deficyt.
Konsekwencje byłyby bolesne dla całego budżetu państwa. Minister finansów musiałby co roku dofinansowywać ZUS dodatkowymi 13-14 miliardami złotych. W czasach napięć fiskalnych i ograniczonych możliwości budżetowych taka perspektywa przeraża resort finansów. Andrzej Domański zyskuje tym samym mocne argumenty przeciwko realizacji kampanijnej obietnicy.
Strach przed falą nadużyć i europejskie ostrzeżenia
Rząd odkrył jeszcze jeden niepokojący aspekt planowanej reformy. Pracodawcy zasiadający w Radzie Dialogu Społecznego wprost ostrzegli przed możliwymi nadużyciami systemu. Scenariusz wydaje się prawdopodobny: w trudnych momentach finansowych przedsiębiorcy mogliby umawiać się z pracownikami na sztuczne zwolnienia lekarskie finansowane przez ZUS.
Gajewski przyznaje, że choć takie praktyki mogłyby nie być powszechne, to rząd musi brać je pod uwagę przy projektowaniu systemu. Kontrola zwolnień wymagałaby znacznego wzmocnienia aparatu kontrolnego ZUS, który już dziś boryka się z 40-procentowymi wakatami wśród lekarzy orzeczników. Dodatkowe obciążenie mogłoby sparaliżować i tak nadwyrężoną instytucję.
Przegląd rozwiązań europejskich dodatkowo zniechęcił rządzących do kontynuowania prac. Analiza pokazała, że w całej Unii Europejskiej jedynie Cypr oferuje pełne pokrycie zwolnień od pierwszego dnia bez partycypacji pracodawców. Wszystkie pozostałe kraje, włączając bogate Niemcy, utrzymują system współudziału firm w kosztach – od kilku dni do nawet dwóch miesięcy niemieckim przypadku.
Konsekwencje i poszukiwanie winnych
Wewnątrz koalicji rządzącej narasta niepokój związany z politycznymi reperkusjami porzucenia obietnicy. Jeden z polityków Koalicji Obywatelskiej wprost przyznaje w rozmowach, że obawia się konsekwencji ujawnienia informacji o zarzuceniu projektu. Dotychczas społeczeństwo mogło sądzić, że prace nad reformą postępują zgodnie z planem.
Przedstawiciele Polski 2050 próbują zdystansować się od problemu, podkreślając, że „100 konkretów” było zobowiązaniem jednej partii, a nie całego rządu. Ta strategia defensywna pokazuje, jak niewygodny stał się temat dla całej koalicji. Opozycja już przygotowuje się do politycznego ataku.
Piotr Müller z PiS nie kryje satysfakcji z kłopotów rządzących. Europoseł wskazuje na fundamentalny problem Platformy – obiecywanie nieprzeliczeń rzeczy podczas kampanii. Według niego Donald Tusk nigdy nie był szczególnie przywiązany do dotrzymywania obietnic, a liczyło się jedynie rzucenie atrakcyjnego hasła wyborczego. Ta krytyka może boleśnie odbić się na notowaniach koalicji rządzącej.
Gajewski pozostawia sobie furtkę, nie stawiając definitywnej kreski nad projektem. Wszystkie materiały czekają w resorcie na lepsze czasy. Wiceminister zapowiada powrót do tematu w przyszłości, uzależniając go od możliwości budżetowych. Stanowczo zapewnia jednocześnie, że ministerstwo nie zamierza podnosić składki chorobowej, która obecnie wynosi 2,45 procent i jest opłacana wyłącznie przez ubezpieczonych.