Izabella Krzan nie znika z ekranów naszych telewizorów. Znana i lubiana przez widzów prezenterka ujawniła, jak radzi sobie z jednym ze swoich większych problemów. Wyjawiła, że to, co się dzieje, jest dla niej bolesne.
Izabella Krzan o największych minusach pracy w telewizji
Znamy ją z ekranów telewizorów. Piękna, modna i elokwentna. W ostatnim czasie przyjęła podstawową zasadę, że w ogóle nie czyta i nie komentuje tego, co widzi w internecie na swój temat. Hejt? Z tym zjawiskiem też nie ma zamiaru się zmagać.
W show-biznesie Izabella Krzan funkcjonuje od wielu lat. W tym czasie wiele razy ktoś wytykał jej styl bycia, życie prywatne, zachowanie, wygląd czy ubiór. Jej zdaniem nie ma sensu z tym walczyć, bo to tylko woda na młyn. Jeśli opinie w sieci na jej temat są tylko i wyłącznie hejtem, a nie krytyką konstruktywną, ignoruje to.
Zdaniem Krzan od osób funkcjonujących w przestrzeni publicznej trzeba wymagać odporności psychicznej. Hejt pojawia się bowiem na każdym kroku. Grunt to jednak nie brać do siebie wszystkiego, co się przeczyta na Facebooku czy innym portalu. Tam najczęściej wylewa się wiadro pomyj na każdą znaną osobę.
„Niestety żyjemy w takich czasach…”
– Niestety, ale żyjemy w takich czasach, w których ludzie żywią się hejtem. To dla mnie okropne. To największy minus mojej pracy w telewizji. Ale są również plusy, które te minusy przykrywają. Jestem nadal tam, gdzie jestem. To powód do szczęścia – mówi prezenterka Izabella Krzan.
– Uwielbiam krytykę, jeśli jest racjonalna i można wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Ale kiedy ktoś po prostu chce wbić szpilę, to to jest najbardziej bolesne – twierdzi.
Jak wyznaje Krzan, kiedyś czytała o sobie wszystko, co napotkała w internecie. Bardzo ją dotykały niektóre treści tam zamieszczane. Teraz jest już jednak na to uodporniona i stara się wszelkie ataki na swoją osobę ignorować. Z czyim zdaniem się najbardziej liczy? Ze zdaniem swojej mamy.
– Jest bardzo dużo przychylnych mi artykułów, za które dziękuję i jestem wdzięczna autorom. Najważniejsze są dla mnie jednak opinie rodziny. To najwięksi krytycy i jeżeli oni mówią, że jest dobrze, ja im wierzę – mówi na koniec gospodyni „Pytanie na śniadanie„.