Polityczna burza rozszalała się w koalicji rządzącej tuż po tym, jak Szymon Hołownia ogłosił datę zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na prezydenta. Ta pozornie rutynowa decyzja marszałka Sejmu wywołała trzęsienie ziemi w obozie władzy. Kuluary huczą od plotek o szantażach, groźbach i ultimatach stawianych przez Donalda Tuska swoim dotychczasowym partnerom – donosi dziennikarz Andrzej Gajcy.
Tusk wypowiada wojnę własnym sojusznikom. Hołownia i Kosiniak-Kamysz zapłacą za uratowanie demokracji
Atmosfera w koalicji zagęściła się tak bardzo, że niektórzy politycy mówią wprost o „politycznym zamachu”, który miał nie dopuścić do zaprzysiężenia nowego prezydenta. Plan legł w gruzach, a teraz ktoś musi za to zapłacić. Głównym winowajcą ma być właśnie Hołownia, który zamiast dołączyć do „frontu oporu” wybrał państwowość ponad partyjną lojalność.
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego stwierdziła ważność wyborów prezydenckich, w których zwyciężył kandydat popierany przez Prawo i Sprawiedliwość. To oznacza, że 6 sierpnia Zgromadzenie Narodowe zbierze się, aby zaprzysiąc Karola Nawrockiego na prezydenta Rzeczypospolitej. Dla Tuska i jego otoczenia to porażka, której nie można pozostawić bez konsekwencji.
W Platformie Obywatelskiej obowiązuje niezmienna od lat zasada: premier nigdy nie wybacza zdrady. Dziś Donald Tusk nie udaje, że nic się nie stało. Jego wypowiedzi w mediach społecznościowych brzmią jak ultimatum skierowane do koalicjantów. Przekaz jest jasny i bezwzględny: utrzymanie koalicji wymaga pełnej lojalności i posłuszeństwa.
Tusk nie wybacza zdrady – rozpoczyna się rozliczenie
Zdradzie przypisano konkretne nazwiska. Oprócz Szymona Hołowni na celowniku znalazł się również Władysław Kosiniak-Kamysz, który od początku sprzeciwiał się podważaniu wyników demokratycznych wyborów. Lider PSL uważał scenariusz kwestionowania legitymacji nowego prezydenta za szalony i niezwykle groźny dla państwa.
Według relacji z politycznych kulis, to właśnie ci dwaj politycy zatrzymali coś, co dziś coraz częściej nazywane jest nie „kryzysem konstytucyjnym”, lecz „planowanym zamachem stanu”. Jeśli tak rzeczywiście było, to polityczne konsekwencje ich decyzji mogą okazać się dla nich bardzo bolesne.
Plotki z Warszawy mówią o dramatycznych rozmowach między liderami koalicji. Tusk miał zagrozić Hołowni, że „odbierze mu partię”, a w przypadku przedterminowych wyborów Polska 2050 nie wejdzie do Sejmu. Marszałek Sejmu miał odpowiedzieć krótko, ale dosadnie: „Jeśli tak się stanie, to będziesz siedział”.
Równie dramatyczna miała być sytuacja z Kosiniakiem-Kamyszem. Lidera PSL, który od początku wspierał decyzję o zwołaniu Zgromadzenia Narodowego, próbowano podobno szantażować rzekomymi taśmami kompromitującymi z czasów jego pierwszego małżeństwa. Czy premier rzeczywiście dysponuje takim materiałem? Politycy obu partii powtarzają: „Coś na Władka musi mieć, skoro Donald ma na niego takie trzymanie”.
Nocne spotkania z PiS-em i plan zniszczenia Hołowni
Sytuacja Szymona Hołowni pogorszyła się dramatycznie po ujawnieniu jego nocnych rozmów z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Spotkanie w domu europosła PiS Adama Bielana stało się medialnym gwoździem do trumny marszałka Sejmu. Choć sama treść rozmów pozostaje tajemnicą, przeciek do mediów dotarł błyskawicznie do wszystkich redakcji sprzyjających obozowi władzy.
Niektóre plotki sugerują, że za ujawnieniem spotkania stał sam Adam Bielan, który w swojej politycznej przeszłości niejednokrotnie wykonywał dla Jarosława Kaczyńskiego misję rozbijania partii i osłabiania ich liderów. W przypadku Hołowni i jego ugrupowania może to być właśnie taki scenariusz, bowiem nikt przy zdrowych zmysłach nie wyobraża sobie jakiejkolwiek koalicji między PiS-em a Polską 2050.
Kluczową rolę w tej historii odgrywa również Michał Kamiński, dziś senator PSL, a niegdyś spin doktor Kaczyńskiego. To on podobno miał wciągnąć Hołownię w orbitę PiS-u i zaciągnąć do domu Bielana. Kamiński, nazywany przez niektórych w PiS „Misiem”, marzy podobno o powrocie na polityczne łono Nowogrodzkiej. A „głowa” Hołowni na tacy to przysługa idealna dla odzyskania zaufania byłych kolegów.
Roman Giertych, nieformalny „numer dwa” w Platformie i głos emocji Tuska, nazwał Hołownię „dzieckiem we mgle”. Wyrok zapadł. Plan Platformy ma być identyczny jak niegdyś w przypadku Nowoczesnej Ryszarda Petru – całkowite zniszczenie polityczne.
Konsumpcja już się rozpoczęła i wygląda na to, że będzie brutalna. Do posłów Hołowni trafiają pierwsze propozycje – stanowiska w rządzie, synekury w spółkach. PSL również nie próżnuje, walcząc po cichu o każdą „szablę”. W tle toczy się medialna nagonka.
Pierwszym celem stała się minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, lojalna wobec Hołowni. Zarzut? Zatrudnienie 21-letniej córki w partii. Nie w ministerstwie, nie w spółce Skarbu Państwa – w partii. Ale zarzut nepotyzmu rzucono celowo, by ugodzić w wizerunek ugrupowania, które miało być „nową jakością”.
Plan Donalda Tuska ma być prosty: rozbić Polskę 2050 i zagarnąć jej posłów. Lider PO widzi okazję, by pozbyć się Hołowni, a będąc precyzyjnym – zabrać mu partię lub po prostu ją pożreć jak dobrą przystawkę. Plotki mówią, że przy nadchodzącej rekonstrukcji rządu to właśnie Polska 2050 ma stracić najwięcej. Przekaz ma być następujący: „Krzyczą, bo nie chcą oderwać się od stołków. A najbardziej przyspawał się Hołownia do fotela marszałka”.
Strategia powolnego gotowania żaby i rozpad Polski 2050
To strategia powolnego gotowania żaby. Presja, która ma zniechęcić, zmęczyć, zdemotywować. A może nawet złamać. Jeśli któryś z posłów się złamie, Tusk z otwartymi ramionami go przyjmie. Z ofertą, z uśmiechem i z posadą. Taka ma być dla Hołowni kara: wybicie politycznych zębów i pozbawienie wszelkich ambicji.
Dziś Szymon Hołownia, choć nadal marszałek Sejmu, wygląda na polityka osaczonego. Krążą plotki o jego zmęczeniu, rozczarowaniu, chęci odejścia. Jego partia trzeszczy – Tomasz Zimoch został zawieszony za krytykę lidera, inni milczą, ale zgrzytają zębami. Komunikacja wewnątrz ugrupowania przypomina szum w tunelu – każdy coś słyszy, ale nikt nic nie rozumie.
Politycy Polski 2050 mówią wprost: „Szymon się zmienił. Idzie w stronę dyktatury partyjnej”. Miał podobno nie poradzić sobie z upokarzającym wynikiem w wyborach prezydenckich. A zwycięstwo Karola Nawrockiego tylko pogłębiło frustrację. Wtedy miał zrozumieć, że znajduje się na statku, z którego może szybko wypaść lub zostać wypchnięty. Paradoksalnie to właśnie Hołownia mógł być tym, który uratował państwo.
Powstrzymał coś znacznie groźniejszego niż przegrane wybory – powstrzymał ustrojowy kryzys. Nie zgodził się podważyć demokratycznego werdyktu. I to stało się jego największym przewinieniem w oczach koalicjantów. Może rzeczywiście planowano nie uznać wyniku wyborów? Może Donald Tusk i jego ludzie chcieli zatrzymać zaprzysiężenie Nawrockiego? Jeśli tak – Hołownia i Kosiniak-Kamysz „uratowali demokrację”. Jeśli nie – i tak postąpili wbrew logice partyjnej, ale zgodnie z zasadą państwowej odpowiedzialności.
Polityczny zamach trwa nadal, ale już nie przeciw prezydentowi. Teraz wymierzony jest w tych, którzy nie chcieli grać w niebezpieczną grę. W Hołownię, w Kosiniaka-Kamysza, w Polskę 2050. Może wkrótce także w PSL.
Gdy kurz opadnie, Karol Nawrocki wprowadzi się do Pałacu Prezydenckiego, a Platforma zliczy swoje porażki. Historia może zapamiętać nie tylko te wybory, ale również to, że dwóch polityków odmówiło zabicia państwa w imię partyjnych interesów. A zapłatą za ten akt odwagi było wypowiedzenie im wojny przez ich własnych sojuszników. Bo w polskiej polityce najpierw zarzuca się zdradę, a potem ją wymusza.